Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 26 grudnia 2022

3218. Mimo wszystko

Cztery miesiące mnie tu nie było - to chyba najdłuższa przerwa w kilkunastoletnim okresie prowadzenia bloga...

Czasem przychodziły mi do głowy myśli, żeby skasować to miejsce, ale było mi go szkoda - dlatego wciąż jeszcze tu jest.

Pojechaliśmy na urlop i - jak zawsze - było cudownie, choć tym razem mieliśmy najchłodniejszą pogodę jak do tej pory. Nie narzekaliśmy jednak, gdyż odpoczynek, zmiana klimatu i otoczenia były nam bardzo potrzebne.

W trakcie tamtego pobytu podjęliśmy decyzję o tym, że rezygnujemy z naszej dotychczasowej stałej kwatery na rzecz może krótszych przyszłych wyjazdów, ale w lepszych warunkach - Mąż był tak wkurzony, że chciał z walizkami szukać nowego lokum, ale skutecznie go powstrzymałam, obiecując, że za rok będziemy gdzie indziej.

Wróciliśmy do domu i do pracy. Po kilku dniach oboje zachorowaliśmy na COVID, ale przeszliśmy go w miarę łagodnie - antybiotyk, leki oraz tydzień zwolnienia w zupełności wystarczyły, żeby móc funkcjonować w miarę normalnie.

W pierwszy poniedziałek października weszłam do pokoju w pracy, a przy moim biurku, na moim krześle siedziała trzydzieści lat młodsza koleżanka, która pół roku wcześniej była przyjęta na zastępstwo za dziewczynę, która poszła na zwolnienie w związku z planowaną operacją kolana. Kiedy ta druga wróciła, tej pierwszej stworzono nowe miejsce pracy, a ja miałam się przenieść do kąta za konsolą rejestracji.

To był pierwszy znak, że coś niedobrego się dzieje. Potem poszło już lawinowo - zostałam sama, bez pomocy, bez wsparcia moich dotychczasowych "koleżanek" oraz kierowniczki i szefa.

Wszystkie przeżycia odbiły się bardzo na moim zdrowiu - pojawiły się zmiany w obu piersiach i w ciągu niecałych dwóch miesięcy w sumie miałam cztery biopsje - dwie gruboigłowe oraz dwie mammotomiczne pod kontrolą USG. Zmiana w prawej piersi okazała się być łagodna, ale w lewej (tej operowanej) wyszły komórki atypowej dysplazji (czyli przedrakowe), wymagające usunięcia w biopsji mammotomicznej. Podczas pierwszej z nich usunięto nie tę zmianę co trzeba - stąd po kilku tygodniach konieczna była druga biopsja - tym razem zakończona wycięciem właściwej zmiany.

Możecie sobie tylko wyobrazić ile dodatkowych badań, nerwów i stresu kosztowały mnie tamte długie tygodnie niepewności i oczekiwania na wyniki histopatologiczne, kolejne wizyty u chirurga onkologa i radiologa, wykonującego USG.

W tym samym czasie pracowałam, starając się robić wszystko to co do mnie należy najlepiej jak tylko potrafię. Nie byłam nawet dnia na zwolnieniu - każdą biopsję wykonywałam w ramach urlopu.

Na odpowiedź ze strony serca też nie trzeba było długo czekać - kardiolog, pod kontrolą której jestem od początku leczenia, zrobiła w gabinecie echo serca, a potem zleciła dodatkowe badania krwi oraz MR serca z kontrastem, w którym wyszła kardiomiopatia, której wyleczyć się nie da, ale trzeba ją obserwować co jakiś czas zakładając holter.

Dokładnie 5 grudnia złożyłam u kierowniczki podanie o przedłużenie umowy o pracę, gdyż obecna wygasa 4 stycznia. Dwa dni później weszłam do gabinetu szefa, który na "dzień dobry" powiedział, iż nie podpisze mi zgody. Po dwóch latach i trzech miesiącach zatrudnienia, po trzech umowach na czas określony, po wykorzystaniu jedynie pięciu dni zwolnienia z powodu COVID przez cały ten okres, od 5 stycznia zostaję bez pracy.

Niestety - po raz kolejny byłam za dobra, za pracowita, za uczciwa i za ufna. Dawałam się wykorzystywać, pomagałam innym, często robiłam wiele rzeczy za innych kosztem swojego czasu i zdrowia, a na koniec usłyszałam od szefa tak absurdalnie wymyślone i nieprawdziwe argumenty, że aż nie wierzyłam własnym uszom.

Dowiedziałam się, że jestem najmniej wartościowym pracownikiem w całej klinice; że pracuję o 1/3 mniej niż moje koleżanki; że sabotuję pracę namawiając je do pisania mniej i wolniej; że wszystkie zaległości jakie były i są to moja wina; że urządzam sobie spacery po budynku; że w piątki wychodzę do domu o 12; że nie słucham poleceń kierowniczki; że jest nas za dużo; że nic od siebie nie wymagam i nic nie daję; że dostałam szansę, ale jej nie wykorzystałam; że nieprawdą są moje badania i wizyty lekarskie; że szefa nie stać na utrzymywanie kogoś takiego jak ja i że nikomu nigdy mnie poleci, bo nie przedstawiam żadnej wartości jako pracownik.

Nie miałam możliwości ani obrony, ani sprostowania, czy wyjaśnienia powyższych kwestii, spośród których ani jeden przedstawiony mi zarzut nie jest prawdziwy. Komuś bardzo zależało, żeby się mnie pozbyć...

Po rozmowach z kilkoma osobami wiem kto stoi za nieprzedłużeniem mi umowy. Jestem już bodajże szóstą osobą, która stała się kozłem ofiarnym i została potraktowana w podobny sposób przez swoją kierowniczkę. Kobieta ta od lat stosuje ten sam schemat działania, skłócając pracowników pomiędzy sobą i znajdując kogoś, kogo zaczyna gnębić - za milczącym przyzwoleniem ogółu.

Konsultowałam się z prawnikiem i nie mam żadnych szans w Sądzie Pracy. Umowa wygasa, a pracodawca nie ma obowiązku jej przedłużyć - nawet nie musi podawać powodów. Nikt za mną nie stanie, nikt mnie nie wesprze, bo wszyscy boją się o własne stołki. Pozostało mi jedynie zaakceptować obecny stan rzeczy.

Jak więc widzicie dostałam niespodziewany "prezent" na święta, nowy rok i swoje urodziny. Nie bardzo byłam i jestem teraz w nastroju na założenie różowych okularów.

W styczniu kończę 54 lata, mam 6 lat do emerytury, historię onkologiczną w tle i znaczny stopień niepełnosprawności - takie są fakty. Oczywiście, że będę szukać nowej pracy. Jakie mam szanse? Sami oceńcie.

Na razie jestem na zwolnieniu od psychiatry i w trakcie psychoterapii, gdyż wciąż trudno jest mi ogarnąć zaistniałą sytuację.

Mimo wszystko życzę Wam rodzinnych świąt i pełnej miłości atmosfery na każdy dzień nowego roku.