To było ostatnie zlecenie na chemię od mojego doktorka, którego za tydzień nie ma, bo się szkoli, a ja - w zastępstwie - idę wtedy do innego lekarza.
Czas wlewów - od 8:20 do 11:15, więc prawie trzy godziny, czyli norma. Z racji "dmuchania na zimne", w związku z zakażeniem ustrojstwa (decyzją przełożonej pielęgniarek, która osobiście mnie o tym poinformowała), na sam koniec port został wypełniony preparatem TauroLock.
Siedząc na chemicznym fotelu umówiłam się już na usunięcie felernego portu (30 października) z dobrze mi znajomym anestezjologiem oraz na USG piersi (28 października).
Jeszcze tylko jedna chemia! W następny piątek przyznam sobie złoty medal!