Walentynkowy babski wieczór był fantastycznym pomysłem. Nie dość, że pyszne jedzenie, to jeszcze pięknie podane. Nie dość, że pięć kobiet, to każda z innej bajki. Do domu wróciłam tuż przed północą.
![]() |
To zaledwie część tego, co znalazło się na suto zastawionym stole |
Zanim opowiedziałam wrażenia Mężowi, zanim się umyłam i położyłam, było już prawie przed pierwszą. Rano ledwo wstałam około dziewiątej. Nawet nie usłyszałam jak w międzyczasie Dyrektor Wykonawczy poszedł do sklepu po chleb na śniadanie.
W końcu jakoś się zebrałam i zabrałam za składanie wczorajszego prania, wstawienie i rozwieszenie nowego, ogarnięcie stołu w kuchni i samej siebie. Zdążyłam tuż przed pojawieniem się u nas Rodzicielki.
Wypiliśmy kawę, na obiad zamówiliśmy chińskie jedzenie, a potem - taksówką - pojechaliśmy do "mojego" mieszkania, a razem z nami kilka wielkich siat pełnych kupionych tydzień temu koców i poduszek.
Głos Rozsądku chyba ze trzy razy kursował na śmietnik, wyrzucając stare deski, kartony, sztuczne kwiatki i jeszcze jakieś rupiecie. Przejrzeliśmy zawartość kilku pawlaczy, do których schowaliśmy to, co mogliśmy i to, co się dało. We wtorek przed południem panowie przywiozą kupioną tydzień temu wersalkę, więc Mąż złożył i przestawił ławę, a także wyniósł z pokoju stół.
W drodze do domu wstąpiliśmy jeszcze po biedronkowe zakupy, a także nabyliśmy - na życzenie Mamy - dwie poduszki na przywiezione z Anglii krzesło.
Jesteśmy zmęczeni, bo to już druga sobota z rzędu kiedy robimy porządek po zachomikowanych przez rodziców przeróżnych przedmiotach. Za tydzień Głos Rozsądku, razem z kolegą z pracy, będą wieszać puzzle oraz nowy żyrandol. Wyniosą także do piwnicy kilka zbędnych w mieszkaniu rzeczy.