Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 27 sierpnia 2020

3131. Po sanacji

Zostawiłam wczoraj Psiaka w gabinecie weterynaryjnym aż na osiem długich godzin. Bieda mała patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi brązowymi oczami i skamlała, nie rozumiejąc za bardzo co się dzieje i gdzie ja idę bez niego.

Po telefonie od lekarza od razu wsiedliśmy z Mężem w autobus i pojechaliśmy po Rudzielca. Doktor przyprowadził go na smyczy - jeszcze trochę otumanionego narkozą i z wenflonem w lewej łapce.

Weterynarz wyjął mu wenflon, założył opatrunek z plastrem w uśmiechy, a potem objaśnił na czym polegała sanacja jamy ustnej u Miziaka. Nie tylko oczyścił mu zęby z kamienia i osadu, ale także wykonał RTG, na którym wyszło, że jeden ząb trzeba było usunąć ze względu na ropień, który się tam zrobił.

Dostałam tabletki przeciwbólowe i uspokajające (na wypadek burz i wystrzałów), a także specjalny żel do pielęgnacji podrażnionych dziąseł. Plus rachunek, który omal nie zwalił nas z nóg, ale cóż - i tak byliśmy u jednego z tańszych weterynarzy.

Jeszcze przed wyjazdem nad morze mamy się pojawić z Psiakiem w gabinecie.