W poniedziałek zostałam oklejona seledynową taśmą, którą mam odkleić dopiero w piątek po południu, czyli w praktyce oznacza to, że jutrzejszą podróż nad morze odbędziemy razem.
We wtorek, w towarzystwie Męża, pojechałam do MOPR złożyć wniosek o przedłużenie orzeczenia o niepełnosprawności. Co ciekawe, w związku z koronawirusem, panie obsługiwały petentów przed budynkiem. Na komisję też nie trzeba przychodzić - odbędzie się ona zaocznie - na podstawie złożonych dokumentów.
Od wczoraj wzięłam się za pakowanie. Nie lubię się spieszyć - dlatego właśnie wolę mieć na to dwa dni. Praktycznie prawie wszystko jest już w walizkach - jednej dużej i jednej małej.
Podczas gdy ja byłam pochłonięta pakowaniem, Dyrektor Wykonawczy zabrał Rudzielca na kontrolną wizytę do weterynarza. Psiak ponownie miał przemywany zębodół i dostał kolejny zastrzyk z antybiotykiem. Podobno dziąsło ładnie się goi i nie musimy mu już podawać tabletek przeciwbólowych.
Jutro rano, o ile nic nieprzewidzianego się nie wydarzy, przyjedzie po nas znajomy, z którym mamy nadzieję dojechać do stacji oddalonej o 60 km, gdzie wsiądziemy w Pendolino prosto do Gdańska.
Z racji tego, że tym razem celowo i z premedytacją zdecydowaliśmy o zostawieniu laptopa w domu, nie będę pisała przez najbliższych kilkanaście dni. Odezwę się dopiero po osiemnastym września, gdyż właśnie tego dnia - kilkanaście godzin po powrocie znad morza - Miziak będzie miał operację zwichnięcia rzepki.
Życzę Wam (i sobie też) słonecznych i ciepłych dni. Uważajcie na siebie - my również będziemy to robić. A ten wrzos, podarowany przez Głos Rozsądku, niech przypomina, że to już wrzesień...