Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 21 stycznia 2012

226. Gorąca linia


"Nadejszła wiekopomna chwila" i Mąż siadł dziś na stołku w kuchni, a żona jako fryzjerka, dzierżąc w dłoni maszynkę, dokonała rytuału skracania włosów Dyrektora Wykonawczego. Co jak co, ale porost tychże jest ogromny - niejedna przedstawicielka płci pięknej może zazdrościć tempa. Mnie, jako osobistej fryzjerce, średnio to odpowiada, gdyż - mniej więcej - co dwa lub trzy tygodnie zajmuję się "strzyżeniem owcy na czas", jak nazywa tę czynność Mąż.

Zadzwoniliśmy dziś do Autostopowicza, który już po drugim dzwonku odebrał telefon, co mnie zdziwiło i uradowało zarazem, gdyż nasz Przyjaciel dość często - z racji specyfiki swojej pracy - komunikuje się z nami, a właściwie szczególnie upodobał sobie moją osobę, za pomocą sms-ów, których pisanie mnie mierzi i którego unikam jak ognia, a które on wystukuje, trzymając telefon w kieszeni. Założę się, że gdyby ktoś wpadł na pomysł zorganizowania zawodów w szybkości pisania sms-ów, Autostopowicz ma olbrzymie szanse na wygraną. Jak żyję (a trochę już chodzę po tym świecie) czegoś takiego nie widziałam. Siedzi naprzeciwko mnie, rozmawia ze mną, patrząc mi prawie w oczy, a jedną ręką pisze sms. W każdym razie, wracając do rozmowy telefonicznej, złożyłam zamówienie na zimowe zdjęcie z plaży w Brzeźnie (oczywiście z widokiem na moje ukochane molo). Jako że nasz Przyjaciel stał przed piekarnią, w której sprzedają najsmaczniejsze bułki, czyli szwedki, od razu zrobiłam się głodna. Rzutu bułką przez niemal całą Polskę jednak nie da się wykonać, więc obeszłam się tylko smakiem i wspomnieniem.

A propos jedzenia - już wczoraj Mąż zakomunikował mi, że sam pojedzie do marketu po zakupy, gdyż stwierdził, że sam zrobi to szybciej; nie będę marudzić, że pełno ludzi, duszno i głośna muzyka gra; nie będzie musiał na mnie uważać, bo mam - ponoć - w zwyczaju zatrzymywać się w najmniej nieoczekiwanym miejscu i momencie, co grozi zderzeniem z wózkiem lub wejściem na kogoś innego. Tak więc - w pośpiechu - poszedł na autobus. Nie zdążyłam przygotować listy zakupowej. Moje zaniechanie zaowocowało wykonaniem do mnie około dziesięciu telefonów z pytaniem co nam potrzeba i w jakich ilościach. Dobrze, że nasz operator - w ramach abonamentu - gwarantuje co miesiąc dwa tysiące minut do siebie, więc przynajmniej nie musimy się martwić wysokością rachunku.