Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 23 stycznia 2012

230. Kompetentna w dociekliwości


Czasem jakiś problem mnie przerasta. Może nie do końca tak jest w rzeczywistości, ale na dany moment nieraz tak mi się wydaje. Jako że jestem perfekcyjna Zosia Samosia, więc próbuję wszelkimi sposobami działać na własną rękę. Nie zawsze jednak się da. Tak, jak wczoraj.

Chodzi oczywiście o to nieszczęsne CV. Jakiś diabeł mnie podkusił, żeby skontaktować się z moim znajomym, pracującym jako rekruter. Nic wczoraj nie wydumałam, bo się pogubiłam w tych wszystkich definicjach kompetencji. 

W ogóle nie mogę pozbyć się wrażenia, że cały ten biznes jest rozdmuchany do granic możliwości, a cel tego jeden - zarabiać na takich Kowalskich jak ja. Z ciekawości weszłam sobie na pewną stronę, która w swojej ofercie ma profesjonalne pisanie CV oraz LM pod konkretne stanowisko. Ceny zwalają z nóg - ponad 250 zł za zwykły termin. Nie powiem nawet ile kosztuje ekspresowa wersja angielska.

Czuję się jakbym miała związane ręce, nogi i całą resztę też. Mija trzeci tydzień stycznia, a ja prawie stoję w miejscu. Poszłam do fotografa i mam dobre zdjęcie - fakt. Na tym - na razie - moje sukcesy się zakończyły. Nasze domowe urządzenie wielofunkcyjne odmówiło współpracy, więc zeskanowanie gotowego zdjęcia nie trwało jak zwykle dwie minuty, tylko kilka dni, gdyż skaner u Męża w pracy również przyłączył się do strajku. W końcu się udało.

Zderzyłam się ze ścianą w momencie uwag mojego znajomego dotyczącego sposobu pisania CV. Teraz sobie wymyślili nowy rodzaj - funkcjonalne, czyli kompetencyjne. Znowu wracam do punktu wyjścia, czyli do czepiania się. Dla mnie to nic innego jak dorabianie ideologii i kreowanie sztucznych tworów frazeologiczno- stylistycznych. Jak zwał, tak zwał, ale trzeba wszystko skomplikować, bo nie może być prosto, zwięźle i przejrzyście. Pomieszajmy ludziom w głowach, zróbmy im z mózgu sieczkę. A rekruterzy zacierają ręce i ostrzą zęby na frajerów takich, jak ja.

Wczoraj byłam w fazie złości, buntu, złorzeczenia, przeklinania, opozycji i generalnie na "nie". Dziś rano - jak stereotypowa blondynka - zaczęłam płakać i jęczeć, że nie dam rady. Nie jestem głupia, mam dostęp do Internetu, nawet umiem z niego korzystać. Z wujkiem Google też jestem po imieniu. Ale potrzebuję żywego człowieka, żeby o coś spytać - konkretnie, w moim przypadku.

Pożegnałam więc tę Zosię Samosię, przegnałam ją na cztery wiatry. Perfekcjonizm schowałam do szuflady, a dumę do kieszeni. Umówiłam się na wieczorną, telefoniczną rozmowę z moim znajomym rekruterem i obiecuję, że będę tak kompetentna w swojej dociekliwości (żeby nie powiedzieć upierdliwstwie), iż wyduszę z niego odpowiedzi na wszystkie moje wątpliwości i pytania.