Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 30 stycznia 2012

245. Dziary i piercing


Mam znajomego właściciela studia tatuażu. Kilka lat temu sporo czasu tam spędzałam, podpatrując jego pracę. Jestem bowiem ogromną fanką obrazów na ciele. Przyglądanie się jak one powstają, było niesamowitym doświadczeniem. Prawie się od tego patrzenia uzależniłam, ale co zobaczyłam, to moje.

Klientela to przegląd chyba większości społeczeństwa. Pojawiali się członkowie różnych subkultur, ale także niepełnoletni z rodzicami, których zgoda była warunkiem wykonania tatuażu. Były też piękne kobiety i dojrzali panowie. Iście wybuchowa mieszanka. Mnie w pamięci najbardziej utkwiła para - on niesamowicie przystojny facet, ona - niepozorna, ze sporym biustem pani. Oboje dobrze po czterdziestce. Chodziło o przekłucie jej sutków i założenie kolczyków, umożliwiających przewleczenie przez nie łańcuszka. On był podekscytowany, ona - zrezygnowana. Do tej pory mam ich przed oczami.

W siódmej albo w ósmej klasie rodzice wyrazili zgodę na to, bym przekłuła sobie uszy. Na więcej i w innych miejscach (warga, język, brew, pępek czy nos) skusić się nie chciałam, choć przyznam, że niektóre kolczyki naprawdę robiły wrażenie. Nie dałam się jednak namówić znajomemu. Nie mogłam też patrzeć na cały proces, kiedy on to komuś wykonywał. Niepojęte były dla mnie kolczyki w miejscach intymnych, bo i takie wcale nie należały do rzadkości.

Tatuaże to co innego. Największą popularnością wśród panów cieszyły się trybale, ale i niektóre panie się na nie decydowały, choć większość kobiet wybierała jednak klasyczne wzory - kolorowe kwiatki, delfinki, czy motylki. Niektórzy przychodzili z reklamacją po poprzednich tatuatorach. Wtedy na stary trzeba było nanieść całkiem nowy motyw. To dopiero sztuka. Malowanie na ciele. Piękne i niepowtarzalne wzory.

Moje wizyty u znajomego zaowocowały wykonaniem tylko dwóch tatuaży, choć nie ukrywam, że wzór trzeciego wciąż mam gdzieś schowany, ale już się raczej na niego nie zdecyduję.