Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 31 stycznia 2012

247. Co w myśli, to na języku


Poniedziałek, późny wieczór. Mąż wrócił z pracy. Przyniósł moje wydrukowane CV (szef pozwolił im na prywatne korzystanie z drukarki pod warunkiem, że nie używają kolorowych tuszy). Patrzę, a tam krzywo - przesunięte wcięcia akapitowe w czterech miejscach. No to huzia na Dyrektora Wykonawczego, że jest źle. Pytam czy ma nowe rozkłady jazdy dwóch autobusów, które zostały zmienione. Zapomniał. No to jeszcze jeden powód, żeby Mąż się nasłuchał. Zdejmuje ubranie. Czuję papierosy, jak pies obwąchuję sweter, T-shirt i dżinsy. Śmierdzą. Trzeci pretekst do strojenia fochów.

W kwestii CV sama zawiniłam, bo zamiast tabulatora użyłam spacji i w trakcie druku wszystko się rozjechało. Moja wina. Jeśli chodzi o palenie, o które bym nawet nie śmiała podejrzewać Drugą Połówkę, bo jest w tej kwestii czysty jak łza, to wydało się kto mu zasmrodził ubranie - Jego najlepszy kolega wszedł z papierosem do pokoju, gdzie Dyrektor Wykonawczy zostawia ciuchy, w których przyszedł.

Wtorek, pora obiadu. Wyjmuję kawałek indyka z garnka, kroję go na pół i co? Różowe mięso, czyli surowe. Huzia na Męża, że nie umie gotować. Obrażona poszłam do pokoju. Okazało się, że znowu nie miałam racji, bo indyk był ugotowany, a to rzekomo "różowe", to była jakaś żyła. Nie znam się, bo nie gotuję, ale czepiać się umiem perfekcyjnie.

Byłam zła jak osa. Co prawda nie zrobiłam awantury, ani ciągnęłam za sobą ogona rozwodowego, ale - mimo wszystko - w trzech kwestiach (tylko za brak rozkładów odpowiada Dyrektor Wykonawczy) odsądziłam Go od czci i wiary. Niesłusznie oskarżyłam, Bogu ducha winnego, Męża. Muszę nie dwa, a trzy razy pomyśleć zanim coś powiem, a jeszcze wcześniej powinnam raz, a dobrze ugryźć się w język.