Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 5 lutego 2012

255. Rybka


Chyba w większości firm jest osoba (najczęściej płci męskiej), która zajmuje się pracami gospodarczymi. W tej konkretnej, o której napiszę, pewnego dnia pojawił się starszy pan - emeryt, chcący dorobić sobie do swoich niewielkich dochodów. Nie wiedzieć czemu dostał on ksywę "Rybka". Do jego obowiązków należało koszenie trawy, grabienie liści oraz dorzucanie węgla do pieca - oczywiście wszystko w zależności od panującej pory roku. W myśl przysłowia, że: "rybka lubi pływać", nasz bohater nader często zaglądał do kieliszka, podobnie jak jego dwaj dorośli synowie, którzy z nim wciąż mieszkali i regularnie zabierali mu zarobione przez niego pieniądze w celu zakupienia trunków procentowych dla samych siebie.

W okresie zimowym Rybka przychodził do firmy mniej więcej co 48 godzin, bo na tyle czasu starczało węgla w piecu. Pewnego dnia rano z wnętrza budynku powiało chłodem. W pierwszej chwili wszystkim przyszła do głowy tylko jedna myśl - że piec odmówił posłuszeństwa. Kilka osób zeszło więc do piwnicy, a tam ich oczom ukazał się dosyć osobliwy widok - na workach z węglem leżał umorusany Rybka. Wyglądem przypominał diabła, tylko białka oczu mu błyszczały. Pijany w trupa, bełkoczący coś pod nosem, zionący oparami alkoholu. Ponieważ nie był to jego pierwszy taki "wypadek", owego dnia Rybka zmienił lokal i poszedł pływać gdzie indziej. Od tamtego czasu słuch wszelaki po nim zaginął.