Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 7 lutego 2012

257. Lans czterdziestolatka


Kiedyś poruszałam temat lansu w kontekście ludzi młodych, ale tak naprawdę przecież dotyczyć on może każdego - nawet kogoś, po kim byśmy się tego wcale nie spodziewali. Panowie w okolicach czterdziestki zaczynają ponoć przejawiać objawy kryzysu wieku średniego. Jedni zmieniają obecne partnerki na młodszy model albo prowadzą podwójne życie, inni otaczają się najróżniejszymi gadżetami, mającymi na celu przywrócenie do pionu ich, nadgryzione zębem czasu, męskie ego.

Nic tak skutecznie nie ułatwia lansu, jak Facebook. Od razu widać kto z kim jest, gdzie pracuje, jaką ma rodzinę, ilu znajomych, gdzie był na wakacjach i jak wygląda jego dom, samochód oraz pies i kot. Nic złego w tym nie widzę. Ja również posiadam profil na tamtym portalu i też można się o mnie czegoś więcej dowiedzieć z zawartych informacji, które sama dobrowolnie tam zamieściłam. Moje życie, mój wybór.

Jest coś, czego jednak zrozumieć nie mogę - chodzi mi mianowicie o bombardowanie wszystkich informacjami o tym, co się robi w danej chwili - szczególnie jeśli delikwent zmienia swoje statusy kilkanaście razy dziennie. O takim bowiem konkretnym przypadku mężczyzny czterdziestoletniego chcę napisać kilka słów. Dzień w dzień dowiaduję się szczegółowo o której wstał, co jadł (czasem nawet do tekstu dołączone jest zdjęcie potrawy oraz lokalu), gdzie obecnie się znajduje (przy tej okazji może się pochwalić marką nowego telefonu), jaka jest pogoda u niego za oknem, i tak dalej... Jego życie, jego wybór.

Przyznam, że jestem zmęczona, bo nie mogę oprzeć się wrażeniu, że - tak, jak w przypadku niektórych reklam - gdzie się nie obejrzę, tam widzę mojego znajomego. On sam zaś nie ukrywa, że lubi lans - w myśl powiedzenia, że nieważne - dobrze, czy źle - ważne, żeby o nim mówili. Fakt - udaje mu się to osiągnąć, bo czym innym jest ten wpis przelany przeze mnie na klawiaturę, jak nie realizacją jego celów? Na szczęście tego tekstu on nie zamieści na swojej tablicy. Tym razem to ja posłużyłam się nim, jak odskocznią, od której się odbiłam, żeby zdobyć to, co chcę - dla swojego lansu.