Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 10 lutego 2012

262. Awaria


Pojechałam do fryzjerki. Siedzę z nałożoną jedną farbą. W międzyczasie moja znajoma myje głowę kolejnej klientce. Woda ledwo leci, a przede mną jeszcze prawie pół godziny zanim pójdę pod kran. A przecież to dopiero dekoloryzator. Na szczęście udało się. Głowa umyta, włosy wysuszone, ale operację trzeba powtórzyć z kolorem ściągającym, żebym nie wyglądała jak kurczak z wielkanocnego koszyczka. Siedzę następne pół godziny. W międzyczasie fryzjerka myje włosy młodemu chłopakowi. Ciśnienie wody bez zmian. I tym razem miałam szczęście. Umyte, wysuszone, bez modelowania. Uff...

Przyjechałam do domu, a w drzwiach przywitała mnie matka informacją, że wody brak. Przy sedesie, w miejscu jej spuszczania, leży kartka "brak wody", a na niej stoi odświeżacz - czyli zakaz naciskania. Na wannie stoi przygotowana plastikowa miska do spłukiwania toalety. Ojciec miał radochę, bo przecież codziennie napuszcza świeżą wodę do wanny. Ponoć jak dowiedział się o awarii, szybko zszedł do piwnicy i przyniósł stamtąd kilka baniaków, które zaraz potem, razem z matką, napełnili wodą. W kuchni wszędzie stoją powyjmowane z szafki garnki, a w środku co? Oczywiście, że woda.

Kiedyś mówiłam do Męża, że na drzwiach mieszkania rodziców wywieszę kartkę z napisem: "Muzeum PRL-u", bo czasem czuję się w tym miejscu jak bohaterka jednego z kultowych filmów Barei.