"Dziś Twój Mąż chyba jest w niebie?" - tak zaczynała się wiadomość, jaką dostałam kilka godzin temu od jednej z moich trójmiejskich dobrych znajomych. A potem napisał Autostopowicz: "przed pączkarnią kolejka wielka". Miał na myśli tę konkretną - we Wrzeszczu. Oto i ona:
Szczególnie dzisiaj wspominałam tamte pączki, które zapadły mi głęboko w pamięć, a ich smak... Aż ślinka cieknie. Zresztą, co będę pisać, sami zobaczcie:
Rogali i trójkątnych ponoć akurat w ten dzień nie ma, zostały tylko te klasyczne - z nadzieniem z róży i posypane cukrem pudrem.
Nasze pączki (w liczbie sześciu sztuk do podziału na dwoje) zamówiłam już w poniedziałek. Mąż tylko poszedł i je odebrał. Jak za dawnych czasów - czekały odłożone pod ladą, z imieniem napisanym długopisem na papierze. Moja porcja wygląda tak:
Obiadu w postaci jajecznicy z kiełbasą i cebulą nawet nie ruszyłam, bo wiedziałam, co słodkiego na mnie czeka. Dyrektor Wykonawczy zjadł w domu tylko jedną sztukę, a dwa pozostałe zabrał ze sobą do pracy. Zielona herbata jest już dobra do picia, więc zabieram się za swoje łakomstwo. Smacznego!