Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 23 lutego 2012

279. A ta znowu o butach


Mam już serdecznie dość oglądania butów i torebek, jak również przeczesywania centrum miasta w poszukiwaniu wyżej wymienionych. Ale po kolei...

W poniedziałek zareklamowałam zimowe buty, za które zwrócili mi pieniądze. Stwierdziłam, że nie opłaca mi się teraz kupować podobnych butów, bo leżałyby w szafie i czekały na przyszły sezon. Mam jeszcze inne, więc dam radę obchodzić w nich resztkę zimy. Wpadłam więc na pomysł, że przydałaby mi się nowa torba i balerinki na wiosnę, które mogę zakupić za odzyskane z reklamacji pieniądze. Wtorek i środę spędziłam w związku z tym na wątpliwej przyjemności zwiedzania sklepów. Przedwczoraj znalazłam balerinki, a wczoraj udało mi się dostać torbę.

Pisałam kiedyś o wadach Męża, ale chyba nie wspomniałam o jeszcze jednej. Mianowicie, On nigdy nie powie, że coś się kończy albo psuje, dopóki tego czegoś już nie ma, albo jest tak popsute, że się nie da naprawić i Mu przeszkadza w użytkowaniu danej rzeczy - głównie chodzi o buty.

Tak więc we wtorek zajrzałam do mężowskich zimowych butów i co zobaczyłam? Oczywiście szkody, o których Dyrektor Wykonawczy nawet słówkiem nie pisnął. Na czym się to skończyło? Na wczorajszej wieczornej wyprawie do galerii handlowej i poszukiwaniu w dwóch sieciówkach nowych zimowych butów, bo zapasowych Druga Połówka nie posiada, gdyż wychodzi z założenia, że jedne Mu wystarczą. Ja zawsze mam dwie pary - w razie nagłych wypadków, ale Mężowi nie są potrzebne.

Szczęście w nieszczęściu, że akurat teraz są ogromne wyprzedaże. Dzięki temu kupiliśmy męskie nowe buty w promocyjnej cenie. Tym razem Dyrektor Wykonawczy sam prosił, że zdaje się na mnie i żebym to ja Mu wybrała obuwie. Nie marudził, nie grymasił, nie kwękał i nie stękał, jak kilkanaście dni temu, kiedy podobna akcja miała miejsce - wtedy chodziło o tak zwane przejściówki, czyli buty zimowo-wiosenne i jesienno-zimowe. 

Trzy dni chodzenia i szukania butów oraz torebki zakończyły się dla mnie dość boleśnie - ogromny bąbel pod stopą tak skutecznie dał mi się we znaki, że dzisiaj przymusowo siedzę w domu, gdyż stawać normalnie na stopę nie jestem w stanie.