Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 23 lutego 2012

280. Depresja


23 lutego obchodzony jest Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją - chorobą, która według badań przeprowadzonych przez Międzynarodową Organizację Zdrowia (WHO) jest jedną z pięciu najważniejszych na świecie. Nie będę pisać o podręcznikowych objawach depresji, ani o psychologicznych sposobach radzenia sobie z tą chorobą. Posłużę się jedynie konkretnym przykładem.

Poznałam Ją kilkanaście lat temu. Razem pracowałyśmy. Od razu zwróciłam uwagę na Jej chłodny i zdystansowany sposób bycia, monotonnie szare ubrania, brak makijażu i niedobraną fryzurę. Nie miała nawet trzydziestki, a wyglądała znacznie starzej. Wtedy była jedynie moją koleżanką z pracy, o której życiu prywatnym tak naprawdę nie wiedziałam nic. Łączyły nas tylko i wyłącznie sprawy zawodowe.

Nasza znajomość rozwinęła się po tym, jak obie zmieniłyśmy miejsce zatrudnienia. Zaczęłyśmy się spotykać na gruncie prywatnym. W pewnym momencie mojego życia to była moja jedyna przyjaciółka - jedyna osoba, z jaką utrzymywałam kontakt - ze względu na swoją depresję, ale o niej nie będę dzisiaj pisać. Nagle - na skutek różnych zawirowań w życiu zawodowym - zrobiło się wokół mnie pusto. Ona mnie nie opuściła. Znała praktycznie całe moje życie, wiedziała o mnie bardzo wiele. Miałam do Niej zaufanie, bo zdawałam sobie sprawę, że jest osobą niezwykle lojalną. Zawsze mogłam liczyć na Jej pomoc - zarówno psychiczną, jak i finansową - bo i taka się zdarzała. Nigdy się nie pokłóciłyśmy. 

Ta nasza relacja była i jest dość osobliwa. Ona nigdy nie zwierzała mi się ze swoich spraw osobistych, nic nie mówiła, a kiedy usiłowałam coś z Niej wydobyć, zmieniała temat albo odpowiadała wprost, że ma taką zasadę, że nikomu o tym nie mówi, więc to nie jest kwestia braku zaufania do mnie, tylko cecha Jej charakteru.

Czasem było i jest mi ciężko, bo Ona nie daje sobie w żaden sposób pomóc. Jest sama, mieszka z rodzicami, nie ma pracy, nie jest w żadnym związku. Wiem, że ta sytuacja Ją dołuje. Wielokrotnie rozmawiałam z Nią na ten temat, proponowałam spotkanie, rozmowę, ale Ona uparcie wykręcała się, że nic nowego w Jej życiu się nie wydarzyło, więc nie  ma o czym mówić. Na moje argumenty, że i u mnie też nie jest różowo, ale czasem lepiej jest wyjść i pogadać o niczym, o różnych babskich rzeczach, o błahostkach, odpowiadała, że jak Jej przejdzie, to się do mnie odezwie.

Opowiadałam Jej o swoich uczuciach i emocjach - że się o nią martwię, że może skonsultowałaby się z terapeutą albo psychiatrą. Bez rezultatu. Ona potrafi milczeć przez kilka miesięcy. Nie odbiera moich telefonów, nie odpisuje na maile, ani na SMS-y. Od Niej samej wiem, że nie jestem wyjątkiem, bo identycznie traktuje inne znajome osoby. Moje próby wyrwania Ją z zaklętego kręgu Jej własnych myśli kończą się fiaskiem.

Kiedy Mąż Ją poznał i próbował rozmawiać, zaobserwował to Jej specyficzne wycofanie w kontakcie z drugim człowiekiem. Jesteśmy oboje prawie pewni, że Ona ma depresję, bo wszelkie objawy właśnie na to wskazują. Wiem, że nie posiadamy uprawnień ani lekarskich, ani psychologicznych, żeby mieć stuprocentową pewność. Jest jednak coś o wiele silniejszego, jak emocje, intuicja i lata mojej z Nią znajomości, które naprowadziły mnie na ten trop.

Czuję się bezsilna, bo martwię się Jej stanem psychicznym, a nie mogę zrobić nic, gdyż Ona odrzuca jakąkolwiek moją pomoc. Przez lata wypróbowałam już wiele sposobów i wszystkie spełzły na niczym. Mogę tylko czekać na dzień, w którym Ona wreszcie wyjdzie ze swojej kryjówki i odnowi kontakt - tylko po to, by za jakiś czas znowu się do niej schować.