Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 23 lutego 2012

281. Przyjaciel


Ilu ich mamy w życiu? O kim bez cienia wątpliwości możemy powiedzieć "prawdziwy przyjaciel"? Kto wytrzymuje próbę czasu, a kto nie zdaje egzaminu z tego uczucia? Czy niejednokrotnie nie szafujemy tym słowem zbyt często, nazywając przyjaźnią to, co jest zwykłą znajomością?

Niektórzy zalogowani na popularnych serwisach społecznościowych konkurują wręcz ze sobą w rankingu posiadanych znajomych/przyjaciół - kto jest bardziej popularny, kto ma najwięcej komentarzy i tak dalej.

Z racji swojego wieku i przeżytych doświadczeń stwierdzam, że tak, jak często myliłam miłość z zauroczeniem, fascynacją, czy zakochaniem, tak samo często przyjaźnią nazywałam najzwyklejsze koleżeństwo.

Ktoś kiedyś powiedział, że: "przyjaciel to ktoś, kto wie o Tobie wszystko, a mimo to cię kocha". W świetle tych słów moim jedynym Przyjacielem (celowo używam dużej litery) jest Mąż. W tym jednym cytacie zawiera się cała kwintesencja przyjaźni, a przyjaciel to człowiek, który jest ze mną na dobre i na złe, bez względu na czas, miejsce i okoliczności; ktoś, na kogo zawsze mogę liczyć; kto ma dla mnie czas; kto jest wsparciem w każdej sytuacji; kto - nawet nie zgadzając się ze mną - szanuje moją odrębność i inne poglądy.

Kiedyś mi się wydawało, że mam wielu przyjaciół. Różne zawirowania i zakręty życiowe pokazały jak niewłaściwe było to określenie. Niektórzy pięknie wypowiadanych słów nie byli w stanie przekuć w czyny. Było sporo takich chwil, kiedy wokół mnie czułam pustkę. Ja pewnie też nie udźwignęłam wielu podobnych sytuacji, bo nie jestem idealna.

Szkoda mi niektórych spośród tamtych zerwanych relacji, choć niektórzy mogą stwierdzić, że jeśli taka znajomość nie przetrwała próby, to znaczy, że nie można jej nazwać przyjaźnią, bo nigdy nią nie była. Jest w tym trochę racji. Ale nie do końca się zgodzę, bo każdy jest tylko człowiekiem - ze swoimi ułomnościami, słabym charakterem, popełnianymi błędami. Każdy ma swoje problemy, jest w lepszym lub gorszym stanie psychicznym. Nie przekreślałabym nikogo, dopóki nie spróbowałabym wyjaśnić zaistniałych nieporozumień. Owszem, nie przeczę, że czasem nie da się już wrócić do niektórych spraw, bo obie strony się zmieniły i są całkiem innymi ludźmi niż wtedy, kiedy się poznały. Warto jednak podjąć wyzwanie - oczywiście o ile nam zależy - żeby nie mieć potem wyrzutów sumienia, co by było, gdyby...

Trudno jest się przyznać do błędu; ciężko jest przeprosić, wziąć winę na siebie; wysłuchać tego, co ma do powiedzenia drugi człowiek. Niekiedy wymaga to kilku tygodni, miesięcy, czy nawet lat. Często unosimy się źle pojętą dumą, chorą ambicją i odpuszczamy, a w głębi duszy jednak czegoś nam brakuje. Po czasie, jak sobie wszystko na spokojnie przemyślimy, okazuje się, że powodem naszych kłótni, sporów, czy niesnasek, były jakieś sprawy, które dawno już straciły swoje, pierwotnie silne emocjonalnie, znaczenie.

Kilka lat temu straciłam kontakt z trzema bliskimi mi osobami. Z Pierwszą - przez obopólne różnice w poglądach na kwestie wiary i religii; z Drugą - przez uniesienie się honorem o totalną bzdurę; z Trzecią - przez swoją niecierpliwość i jej niesłowność. Wszystkie tamte kobiety darzyłam ogromną sympatią i do tej pory ciepło o nich myślę, wspominając nasze spotkania, rozmowy i to, co przeszłyśmy razem.

Jeszcze w trakcie zeszłorocznej terapii poczułam potrzebę odnowienia kontaktu z Drugą. Zostawiłam jej wiadomość na komunikatorze. Napisałam o swoich uczuciach, starając się jej nie oskarżać. Odpisała mi, że nie chce już tego kontaktu. Liczyłam się, że tak może być, aczkolwiek było mi przykro. Minęło kilka miesięcy i - ni stąd, ni zowąd - jej numer wyświetlił się na moim telefonie. Już chciałam odpłacić jej pięknym za nadobne, ale powstrzymałam się i zdecydowałam na wysłuchanie tego, co ma mi do powiedzenia. Rozmawiałyśmy dość długo i pożegnałyśmy się, mając nadzieję na powrót do miejsca, w którym nasze drogi się rozeszły. Druga mieszka w innym mieście, więc nie możemy się spotkać w cztery oczy, ale jesteśmy w stałym kontakcie - wczoraj do mnie zadzwoniła mówiąc, że się za mną stęskniła. Obie zawiniłyśmy w przeszłości, ale teraz też obie pracujemy, aby nie stracić tego, co mamy.

Dzisiaj napisałam mail do Trzeciej oraz SMS do Pierwszej - krótki, konkretny, ale wyrażający moją chęć na spotkanie i rozmowę o tym, co nas od siebie oddaliło. Nie wiem czy odpowiedzą, a jeśli tak - co napiszą. Jestem przygotowana zarówno na milczenie z ich strony, jak również na odrzucenie mojej, wyciągniętej do nich, ręki. Nie ukrywam, że w skrytości ducha czekam na pozytywny odbiór moich słów. Co będzie? Czas pokaże, a ja na pewno nie omieszkam wspomnieć o tym w jakimś poście.