Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 24 lutego 2012

284. Bo z dziewczynami...


Jerzy Połomski śpiewał kiedyś: "bo z dziewczynami nigdy nie wie, oj nie wie się, czy dobrze jest czy może jest, może jest już źle"... Jakoś tak od razu przyszła mi do głowy właśnie ta piosenka - w kontekście relacji damsko-damskich.

Bo niby kto, jak nie inna kobieta, jest w stanie wczuć się w emocje drugiej przedstawicielki płci pięknej; wyżalić się na swojego faceta; opowiedzieć o niedobrej teściowej; doradzić w wyborze ciuchów, fryzjera, kosmetyczki, czy ginekologa? To tylko wierzchołek góry lodowej tematów, jakie koniecznie musimy obgadać ze swoją przyjaciółką.

Niewiele pamiętam z czasów przedszkola i trzech pierwszych lat szkoły podstawowej. Nie wiem czy miałam wtedy jakąś bliską mi koleżankę. Utkwiła mi w głowie M., z którą chodziłam razem na dodatkowe zajęcia z angielskiego i po którą przychodziłam do domu przed szkołą (mieszkałyśmy blisko siebie), a potem wracałyśmy razem. Była też J., ale już w ostatniej klasie podstawówki. Nie mam z nimi żadnego kontaktu od tamtego czasu. Każda z nas poszła do innego ogólniaka i nigdy więcej się już nie spotkałyśmy.

W szkole średniej siedziałam w jednej ławce z A. i była ona najbliższą mi osobą w całej klasie. To ona - w tempie ekspresowym - trzy lata temu zamieniła mi badanie tomografem komputerowym na rezonans magnetyczny i pomogła załatwić wizytę u neurologa, kiedy nie mogłam się prawie ruszyć z powodu bólu kręgosłupa.

Na studiach dominowały kobiety. Była M., która wyemigrowała za ocean i pewnie nigdy już tu nie wróci. Potem jeszcze pojawiła się A. i J. Żeby było śmieszniej, razem z moim kumplem zabawiliśmy się w swatów i poznaliśmy je z jego przyjaciółmi. Obie wyszły za nich za mąż i wyjechały na drugi koniec Polski za swoimi mundurowymi połówkami.

W pracy poznałam E. i nie mogłam uwierzyć, że w dorosłym życiu można się aż tak zaprzyjaźnić. Nasze drogi rozeszły się kiedy jej partner zbudował dom za miastem, zatrudnił ją w swojej firmie i zamknął w złotej klatce, separując od ludzi.

Potem przyszedł czas terapii, gdzie poznałam A., M. i K. - o nich pisałam w moim wczorajszym poście o przyjacielu i na odzyskaniu jeszcze dwóch spośród nich niezmiernie mi zależy, ale wiem, że może być trudno. Czekam na ich ruch.

Trochę to dziwne, bo wydawało mi się zawsze, że z biegiem czasu "moje dziewczyny" będą się wykruszać. Jest wręcz odwrotnie - gdzieś po drodze - odnalazłyśmy się z kilkoma dawnymi znajomościami i teraz celebrujemy nasze wspólne chwile - niezbyt częste, ale tym bardziej cenne. Mam też spore "grono zamiejscowo-zagraniczne", z którym staram się być w kontakcie telefoniczno-komunikatorowo-mailowo-facebookowym. Dzięki obecności na blogu również poznałam bliżej kilka fajnych kobiet.

Szczerze żałuję każdej straconej znajomości, czy przyjaźni. Na starość zrobiłam się sentymentalna i wspominkowa. Może dlatego staram się być wdzięczną za wszystkie dawne i nowe dziewczyny, które swoje drogi krzyżują z moimi...