Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 25 lutego 2012

285. W worku rozmaitości


Dopiero niedawno dotarliśmy z Mężem do domu. Weekend już od piątkowego wieczoru obfitował w różne wydarzenia...

Moja nagła kreatywność, spontaniczność w podejmowaniu decyzji oraz zdolności przekonywania Dyrektora Wykonawczego zaowocowały wczorajszym szybkim wypadem do supermarketu i kupnem odkurzacza. Nie mogliśmy go nie wziąć - ostatnie egzemplarze przecenione z 230 na 75 złotych. Jest dokładnie taki, jaki chcieliśmy - z plastikowym pojemnikiem (przekonała nas konkretnie do tego wyboru cena papierowych worków, w które nie chcieliśmy dodatkowo inwestować) w kolorze seledynowo-biało-szarym. Co więcej - nawet działa - sprawdziliśmy go rano.

Przed południem poszliśmy z Mężem na spacer - dość utrudniony i uprzykrzony przez silny wiatr oraz deszcz, ale nic to. Pogaworzyliśmy chwilę z kolegą Dyrektora Wykonawczego z pracy, a później zjedliśmy w barze ciepłą i pożywną zupę ogórkową.

Spotkaliśmy przypadkiem Młodego, czyli dobrego znajomego, z którym łączy nas wspólna pasja. Potem natknęliśmy się na rodzinę Sąsiadów w komplecie. Oczywiście najbardziej uradował mnie widok dziewczynek, bo ostatnio chorowały i nie miałam z nimi żadnego kontaktu.

Ogromnie pozytywnym zaskoczeniem był SMS od Pierwszej (post 281 dla tych, co nie wiedzą w czym rzecz). Wyraziła chęć spotkania się ze mną i jesteśmy umówione na wtorkowe popołudnie. Hurra!!!! Cieszę się tak, że aż ciężko mi to wyrazić słowami. Jak dobrze policzyłam, znajomość ze sobą zerwałyśmy pięć lat temu. Od tamtego czasu widziałyśmy się trzy i pół roku temu jedynie przed pogrzebem i na samej ceremonii pożegnania naszego wspólnego znajomego.

Przez kilka godzin nie mogliśmy się skontaktować z Autostopowiczem - albo my nie słyszeliśmy jak dzwoniły komórki, albo nasz Przyjaciel nie odbierał. Po jakimś czasie - bingo! Stęskniłam się za nim okrutnie, o czym nie omieszkałam poinformować zainteresowanego już w pierwszych słowach. Wiecie czego się dowiedziałam? Że strasznie fajnie słyszeć optymizm w moim głosie; optymizm, którego jeszcze kilka dni temu nie było. Uwielbiam tego człowieka!

Odwiedziliśmy też rodziców moich znajomych, którzy gościli nas u siebie w domu przed i po naszym ślubie kościelnym. Było miło do pewnego momentu, ale nie chcę się na nim koncentrować - wolę pomyśleć o pozytywnych aspektach tamtej wizyty.

Teraz Mąż siedzi obok mnie i czyta kolejną książkę, a ja nadrabiam blogowe zaległości - czyli każdy robi to, co lubi.