Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 26 lutego 2012

286. Łatwiej wyjąć, trudniej włożyć


Żałuję, że podczas kupowania odkurzacza nie mieliśmy ze sobą ukrytej kamery, bo niezły filmik powstałby z tego wydarzenia. Nic tylko nakręcić i pokazywać jak nie należy obsługiwać klienta - ku przestrodze potencjalnych kandydatów na sprzedawców. Przejdźmy zatem do meritum.

Pudła z odkurzaczami leżały - jak to zwykle przy promocjach bywa - prawie na środku supermarketu, pomiędzy regałami. Nie lubimy z Mężem kupować przysłowiowego kota w worku - zwłaszcza tak wielkim i ciężkim, gdyż w razie niesprawności urządzenia musielibyśmy jeździć z nim tam i z powrotem dwoma autobusami w każdą stronę. Padający deszcz tylko pogorszyłby sytuację. W związku z powyższym, chcieliśmy sprawdzić czy to, co zamierzamy kupić, działa.

Mieliśmy szczęście, bo po drugiej stronie stoiska stał pracownik marketu (Pierwszy) i metkował inne towary. Zapytaliśmy o możliwość podłączenia odkurzacza do sieci. Pan zaprowadził nas do swojego kolegi (Drugi), który wyjął odkurzacz z pudełka i zademonstrował jego możliwości. Uśmiechnęliśmy się z Mężem do siebie, kiwnęliśmy potakująco głowami i poprosiliśmy pana o ponowne spakowanie sprzętu do kartonu. I tu zaczęły się schody. Sprzedawca nijak nie potrafił zmieścić w nim tego, co przecież kilka chwil wcześniej z niego wyjął - nawet mimo aktywnej pomocy Dyrektora Wykonawczego. W końcu pan się poddał, a na pocieszenie powiedział nam, że nie ma sensu wkładać odkurzacza do pudełka, bo przy kasie i tak nam je otworzą, żeby sprawdzić, czy przypadkiem czegoś innego jeszcze w nim nie wynosimy. Nie omieszkałam zaniechania pracownika skomentować słowami, że łatwiej wyjąć, trudniej włożyć.

Oczami wyobraźni nie chciałam widzieć Męża niosącego opakowanie z odkurzaczem, a siebie z wężem na szyi, który wyraźnie odmawiał współpracy w ułożeniu się w taki sposób, aby opakowanie można było ładnie i bezproblemowo zamknąć. Drugiemu panu podziękowaliśmy za sprawdzenie urządzenia, po czym wróciliśmy do stoiska z innymi pudłami myśląc, co z tym fantem zrobić. Ponieważ wciąż był tam Pierwszy pan, skorzystaliśmy z okazji i spytaliśmy go, czy ktoś z pracowników mógłby nam pomóc umieścić odkurzacz w kartonie po tym, jak za niego zapłacimy przy kasie. Pracownik odpowiedział, że się nie orientuje, bo jest tu dopiero drugi dzień. Poprosiłam go zatem o znalezienie kogoś, kto ma większe doświadczenie i zna odpowiedź na nasze pytanie.

Na horyzoncie pojawiła się pani (Pierwsza), która poleciła Pierwszemu panu pójście z nami i naszym odkurzaczem do Punktu Obsługi Klienta i zapytanie urzędującej tam pracownicy o to, czy jeśli karton z zawartością zostanie zafoliowany, pani przy kasie nie będzie go otwierać. Pani (Druga) z POK powiadomiła nas, że mamy powiedzieć przy kasie, że ona już wszystko sprawdziła i - w związku z powyższym - kasjerka jest zwolniona ze swojego obowiązku zaglądania do środka pudła.

Pan Pierwszy poszedł więc z naszym odkurzaczem na zaplecze sklepu, a ja z Mężem zza szyby obserwowaliśmy co tam się będzie dziać. Stał tam pan Trzeci, którego zadaniem było zabezpieczenie kartonu przed otwarciem za pomocą zgrzewanych plastikowych tasiemek. Problem polegał na tym, że ów człowiek nie umiał obsługiwać maszyny do zgrzewania, o czym poinformował Pierwszego, a ten przekazał nam tę informację, po czym poszedł poszukać osoby kompetentnej do obsługi wyżej wymienionego urządzenia. Wrócił sam twierdząc, że nie ma na zmianie nikogo, kto potrafiłby wygrać z tamtą maszyną. Mąż zasugerował zatem użycie folii stretch, na co Pierwszy odparł, że jej nie posiadają.

W tym momencie jeszcze się śmiałam, choć nerwowo dreptałam wzdłuż regałów, żeby nie wybuchnąć. Mąż stał i nie spuszczał z oczu naszego odkurzacza. Na widoku pojawiła się pani (Trzecia) - ponoć menedżerka sali. Nie wytrzymałam i spytałam, czy my jesteśmy w sklepiku wiejskim, czy w supermarkecie i dlaczego nikt nie potrafi nam poprawnie zapakować odkurzacza do pudełka i jak to jest, że nie mają nawet folii, na co ona stwierdziła, że folia jest i nasz karton zostanie zaraz zamknięty i owinięty. Zawołała do pomocy dwie koleżanki (Czwarta i Piąta). We trzy wytaszczyły pudło zza szyby, ustawiły na podłodze i mocowały się z rurami, odkurzaczem i wężem oraz szczotkami. Na to nie chciałam nawet patrzeć, aczkolwiek zerkałam ukradkiem i nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać, a także zastanawiałam się w myślach co, gdzie i kiedy pęknie lub wypadnie. Doczekałam się na to ostatnie - telefon Czwartej zderzył się z posadzką.

Po wielkich trudach karton został zafoliowany. Panie tak się zapamiętały w swojej robocie, że nie zostawiły wolnego miejsca na uchwyty. Piąta zaproponowała nam zapłacenie za odkurzacz przy stanowisku, gdzie na samym początku sprawdzaliśmy jego działanie. Poradziła nam też, żebyśmy ominęli kasy przy wychodzeniu, a przy wejściu pokazali jedynie paragon ochroniarzowi. Tak uczyniliśmy.

Podsumowując - cały proces zakupowy zajął nam mniej więcej pół godziny. Do jego przeprowadzenia zostało zwerbowanych trzech panów i pięć kobiet z załogi supermarketu, pracownik firmy ochroniarskiej oraz ja i Mąż.