Tracisz kogoś bliskiego. Załatwiasz formalności pogrzebowe, uczestniczysz w ostatniej ceremonii, zapalasz znicz na grobie, kładziesz kwiaty. Wracasz do domu i zostajesz ze swoimi myślami. Różnie wyrażasz swoje emocje - płaczesz, krzyczysz albo siedzisz w milczeniu, tępo patrząc w jeden punkt. Nie możesz jeść, pić, nic Cię nie interesuje.
Czasem czujesz ogromną potrzebę podzielenia się tym, co czujesz. Czekasz na czyjś telefon albo nawet sam dzwonisz pierwszy. Idziesz do pracy, ale na Twój widok milkną wszelkie rozmowy. Czujesz się jak trędowaty. Ludzie unikają Twojego spojrzenia. Nagle robi się pusto wokół Ciebie.
Nie umiemy towarzyszyć drugiemu w jego żałobie. Nie chcemy słyszeć o śmierci, nie chcemy o niej rozmawiać. Uciekamy od czegoś, co i tak - prędzej, czy później - jest nieuniknione. Chcemy być piękni, młodzi, zdrowi, silni i szczęśliwi. Wiecznie. Przecież to inni umierają, nie my. Nas to nie dotyczy.
"Weź się w garść", "trzymaj się", "dasz radę" - na tyle nas stać - i to też nie zawsze. Słowa nie pomogą, ale Twoja obecność - owszem. Bo czasem wystarczy być. Tylko, czy może aż?