Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 12 marca 2012

308. NFZ - Narodowa Fikcja Zdrowotna


Usiłowałam się dzisiaj zarejestrować do ginekologa, do którego zawsze chodziłam - oczywiście w ramach NFZ, bo nie stać mnie na prywatną wizytę za minimum 200 złotych. Od tej bowiem kwoty zaczynają się ceny tej "przyjemności" (wraz z USG) w moim mieście. Dzwoniłam rano do przychodni, żeby dowiedzieć się co i jak. Okazuje się, że od nowego roku lekarz przyjmuje tylko osiem pacjentek dziennie, w tym pięć z zapisów na kilka miesięcy wcześniej i trzy z bieżącej, porannej rejestracji.

Jestem wkurzona, bo wszędzie trąbią, że kobiety się nie badają, nie wykonują cytologii, nie proszą ginekologa o zbadanie piersi. Tylko jak mam to wszystko zrobić, kiedy praktycznie jestem bez szans, żeby zostać przyjętą do lekarza danego dnia? Nie podnosiłabym larum, gdyby nie to, że od soboty boli mnie jajnik - na tyle silnie, że nawet leki nie pomagają. Pojęcie nagłego wypadku w przychodniach, które świadczą usługi w ramach NFZ, nie istnieje.

Jak ma wyglądać profilaktyka raka jajnika, czy szyjki macicy, skoro utrudnia się nam - kobietom - dostęp do specjalisty? Piersi mogę sobie zbadać sama, ale czasem i w tej kwestii chciałabym się upewnić i poprosić o pomoc siłę fachową. Mam do tego prawo? Oczywiście, że tak - w teorii, bo z praktyką zderzyłam się dzisiaj. Nie założę sobie sama wziernika, nie pobiorę wymazu, nie zrobię USG. Potem wszędzie czytam jakie te kobiety są niefrasobliwe, bo nie poszły do lekarza. Do którego, kiedy i gdzie?

Nie należę do osób, które czekają do ostatniej chwili z wizytą u lekarza, ale też nie jestem hipochondryczką i nie zaprzątam nikomu głowy wymyślonymi problemami. Weekend jakoś wytrzymałam z bólem, a dziś od razu próbowałam coś załatwić, więc nie jestem nieodpowiedzialną, zacofaną umysłowo babą, która nie pójdzie się zbadać, bo a nuż lekarz coś wykryje, to lepiej nie wiedzieć i siedzieć w domu. Ja tylko chcę zrozumieć skąd wziął się ten ból i jak się go pozbyć.

Narodowy Fundusz Zdrowia powinien zmienić nazwę na Narodowa Fikcja Zdrowotna - przynajmniej wtedy byłoby to bardziej zgodne z rzeczywistością, niż obecnie.