Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 15 marca 2012

313. Poszła baba do lekarza, a lekarz też baba


Wróciłam wreszcie z wizyty. Długo to trwało, bo przychodnia na drugim końcu miasta, a na dodatek Mąż mnie wprowadził w błąd i zamiast wysiąść przystanek dalej, wysiadłam wcześniej i błądziłam. Tak się biedak przejął swoją pomyłką, że dzwonił za mną aż do pań z rejestracji - z pytaniem czy dotarłam.

Najpierw położna zrobiła mi biocenozę, a potem weszłam do gabinetu lekarki. Ta od razu stwierdziła, że mam niedoczynność tarczycy - tylko na mnie spojrzała. Punkt dla niej. Opowiedziałam jej swoją historię z wczorajszymi lekarzami i ich nieudolnymi próbami leczenia eksperymentalnego, a także o ciąży, poronieniu i pobycie w szpitalu.

Ona namawia mnie na dziecko, bo szkoda czasu. W związku z tym, umówiła mnie - w ramach NFZ - do ginekologa-endokrynologa, który tam przyjmuje. Wizytę mam za półtora tygodnia. Jego zadaniem będzie zredukowanie poziomu TSH i leczenie Hashimoto oraz wykonanie kilku badań pod kątem ewentualnej ciąży.

Oczywiście miałam rację, kiedy czytałam książkę "Jak żyć z Hashimoto?" i właśnie z niej dowiedziałam się, że hormony tarczycy mają ogromny wpływ na poczęcie, ciążę i jej przebieg (na poronienia również) i dlatego powinny być obniżane jak tylko się da. Lekarka też mi to wszytko wyłuszczyła. Tak więc mój stały endokrynolog się nie zna i stosuje metody leczenia z czasów swoich studiów medycznych, czyli jakieś dwadzieścia lub trzydzieści lat wstecz. W poniedziałek, kiedy u niego byłam, pokazałam mu tamtą książkę, na co on stwierdził, że przecież nic nowego się stamtąd nie dowiem, czego on mi nie powiedział. Pozostawię jego słowa bez komentarza.

Pani doktor zbadała mnie, potem zrobiła USG. Obejrzałam sobie swoje jajniki. W prawym są pęcherzyki, więc akurat teraz przypada owulacja. Gdybym chciała starać się o dziecko właśnie dziś i za dwa dni powinniśmy współżyć z Mężem. Lewy jajnik jest otoczony zrostami, które powstały najpewniej na skutek łyżeczkowania po poronieniu i stąd ten ból, który mnie męczy. Dostałam receptę na dwa antybiotyki. Po nich wszystko powinno wrócić do normy.

W gabinecie spędziłam ponad pół godziny i mogłam pytać o co chciałam - bez obaw, że nie usłyszę odpowiedzi. Bałam się tej wizyty, ale - jak widać - całkiem niepotrzebnie. Wyszło na to, że moja niechęć do pań wykonujących zawód ginekologa została właśnie przełamana, bo trafiłam na chlubny wyjątek od reguły, co mnie niezmiernie cieszy.

Pobiłam też swoisty i dość specyficzny rekord - w ciągu zaledwie trzydziestu dwóch godzin badało mnie troje ginekologów w trzech różnych przychodniach.