Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 18 marca 2012

317. Niedzielnie


Wcale mi się nie chciało wstać dzisiaj z łóżka. Mężowi również. Zebraliśmy się jednak w sobie, bo zamierzaliśmy iść na mszę, którą celebrował jeden z naszych dwóch ulubionych księży - charyzmatyczny, uśmiechnięty, ciepły, z poczuciem humoru.

Nie wiem czy to osłabienie z powodu zażywania antybiotyku, może pogoda albo skutki naszych wczorajszych spacerów, ale czułam się źle i ledwo doszłam do kościoła, a prawie zaraz po mszy przyjechaliśmy do domu autobusem, co nam się nie zdarza, bo zwykle wracamy na piechotę.

Po obiedzie leżałam na sofie, a to widok dość nietypowy, bo muszę się naprawdę fatalnie czuć, żeby znajdować się w pozycji horyzontalnej w ciągu dnia. Teraz jest dobrze, ale i tak postanowiłam udać się we wtorek do mojego stałego lekarza rodzinnego i opowiedzieć mu wszystko, bo zdrowie mam jedno, a jemu ufam bezgranicznie, gdyż nigdy się nie zawiodłam na jego diagnozach.

Wczoraj wieczorem spotkaliśmy się z Pierwszą i jej facetem, którego Mąż poznał na łyżwach tydzień temu, a ja zobaczyłam go dopiero po raz pierwszy. Pojutrze jestem z nią umówiona na babskie ploty, ale i tak wiem, że chodzi o moje wrażenia. Niezręcznie się czuję w tej sytuacji, bo nie mnie oceniać ich związek i relacje między nimi, ale postaram się wyjść z twarzą.

Zaanonsuję Męża, a właściwie jego wpis, który Dyrektor Wykonawczy właśnie tworzy - będzie o kolejce do rejestracji w przychodni. Sama jestem ciekawa treści tego postu, bo jakby nie było, gdyby nie moja wizyta u ginekologa, blogowy temat by w ogóle nie zaistniał.