Dokładnie trzy tygodnie temu Mąż pojechał do Urzędu Skarbowego złożyć nasze wspólne rozliczenie podatkowe za 2011 rok. Zależało nam na czasie, gdyż powinniśmy dostać zwrot. Od kilku dni sprawdzam stan konta, który wciąż nie ulega zmianie. Normalnie pieniądze byłyby przelane w ciągu dwudziestu jeden dni od daty złożenia.
Właśnie dostaliśmy wezwanie od Naczelnika US w naszym mieście, że w wypełnionym (i kilkakrotnie sprawdzonym) przez Dyrektora Wykonawczego zeznaniu podatkowym jest błędnie podany numer KRS.
Kto wypełniał PIT? Mąż. Kto twierdził, że wszystko jest w porządku? Mąż. Kto jest odpowiedzialny za błąd? Mąż. Kto zafundował sobie na jutro dodatkową wycieczkę do Urzędu Skarbowego? Mąż.
Nie kontrolowałam poczynań swojej Drugiej Połówki w zakresie poprawności wypełnienia PIT, gdyż od początku naszego małżeństwa to właśnie on tym się zajmuje. Sam tak chciał. Dobrowolnie. Jako że buntował się przeciwko jakimkolwiek próbom kontroli jego działalności przeze mnie, teraz ma za swoje. Wcale mi go nie żal.
Jestem zła, bo do czasu jego pensji zostało prawie dwa tygodnie, a ja już wiem, że stan naszych finansów nie pozwoli nam na przeżycie tych dni. O wykupieniu leków, które zapewne jutro przepisze mi lekarz rodzinny, też mogę zapomnieć.