Poszłam dziś do mojego ulubionego lekarza rodzinnego. Ufam mu bezgranicznie, bo znam go prawie cztery lata i cenię za trafne diagnozy, fachowe podejście do pacjenta, wiedzę, pokorę, skromność oraz poczucie humoru, którym potrafi rozładować każdą sytuację.
Jak na spowiedzi opowiedziałam mu całą swoją historię pełną przygód ze specjalistami różnej maści. W ubiegłym tygodniu troje ginekologów dokładnie badało mnie od środka, a rano pan doktor ugniatał mój brzuch - niczym ciasto na kopytka lub pierogi.
Dostałam skierowanie do poradni endokrynologicznej, o które poprosiłam na wstępie. Wypisał mi receptę na wziew, który się skończył, a także na maść oraz lek na moje łzawiące lewe oko. Poza tym jutro idę zrobić badania krwi i moczu, które mi zlecił. Przy okazji zobaczymy jak wygląda sprawa anemii, której leczenie zawiesiłam na kołku prawie rok temu. W piątkowe popołudnie czeka mnie kolejna medyczna "randka" z tym lekarzem. Bez wyników niewiele bowiem mógł powiedzieć.
Jedno jest pewne - warto szukać, żeby znaleźć chociaż jednego dobrego fachowca, do którego ma się zaufanie. Doktor Tomasz uśmiechnął się kiedy powiedziałam mu, że jest moim numerem jeden na liście. Lubię go bardzo - i jako medyka, ale przede wszystkim jako człowieka.