Pamiętam ten z dzieciństwa - świeży, duży, okrągły, z mąką pod spodem i błyszczącą, ciemną chrupiącą skórką. Byłam za mała, żeby móc posługiwać się nożem, więc zawsze czekałam aż babcia ukroi mi kawałek. Uwielbiałam jeść piętki - szczególnie z masłem. Niebo w gębie.
Dziś odkryłam nowy - taki całkiem niepozorny - mały, żytni, podłużny, obsypany mąką - tym razem z wierzchu. Nie kroiłam go sama, zrobiła to pani w piekarni - maszynowo. Zjadłam kilka malutkich i cieniutkich kromeczek - zupełnie bez niczego. Przepyszny smak.