Wyobraźcie sobie mężczyznę po trzydziestce, kawalera mieszkającego z rodzicami, który nie dba o siebie i swoje zdrowie - zarówno fizyczne, jak i psychiczne - jest osobą otyłą i bardzo zakompleksioną. Matka i ojciec skaczą dookoła niego, dogadzając synowi jak najlepiej potrafią. Opiekują się nim jak małym dzieckiem.
Pewnego dnia ów człowiek spotyka kobietę - w wielu kwestiach podobną do siebie. Znajomość trwa zaledwie kilka miesięcy, a już pełno w niej skomplikowanych zależności i sytuacji. Największym problemem jest jego lęk przed życiem.
Mężczyzna ma pracę, ale boi się, że ją straci (choć żadne znaki na niebie i ziemi na to nie wskazują). Ma samochód, ale boi się nim jeździć. Ma problemy w kontaktach towarzyskich, więc unika ludzi. Mnóstwo czasu spędza natomiast przed komputerem, kłócąc się z internautami na forach. Jest niezaradny, niezdecydowany i niesamodzielny - nie do przejścia jest dla niego nawet kwestia zrobienia zwykłych zakupów spożywczych. Jeśli coś jest nie po jego myśli, obraża się i milczy, obarczając winą za taki stan rzeczy ukochaną osobę. Nie kupi jej kwiatka, bo się krępuje wejść do kwiaciarni. Nie chodzi do lekarzy, bo się ich boi; podobnie z wizytami kontrolnymi u dentysty - dopóki nie boli go ząb, nigdzie nie pójdzie. Nie uznaje pomocy psychologów, terapeutów, czy psychiatrów. Uważa, że tylko on sam może sobie pomóc.
Jego druga połówka go broni i tłumaczy ze wszystkich zachowań i lęków. Ma mnóstwo wątpliwości co do tej relacji, ale uparcie utrzymuje, że jest z nim szczęśliwa.