Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 22 marca 2012

329. U zakręconej Sąsiadki


Mąż rano odkurzał, a w ja w tym czasie poszłam po zakupy na osiedle. W drodze powrotnej zadzwoniłam do drzwi naszej Sąsiadki. Miałam zajrzeć do niej wczoraj i powiedzieć o wynikach badań, ale jak tylko je odebrałam, pojechałam do kancelarii w mojej ulubionej parafii, gdzie wkładałyśmy życzenia wielkanocne do kopert, więc do domu wróciłam dość późno i nie chciałam już przeszkadzać. 

Dziewczynki - jak zwykle - przywitały mnie słowami: "cześć ciociu", a Młodsza Sąsiadeczka podarowała mi kolejne czekoladowe jajeczko, a potem wyciągnęła swój pamiątkowy kotylion ze szkolnej zabawy, mówiąc: "to dla ciebie, ciociu - zwrotów nie przyjmuję". Spojrzałam na jej mamę, która była zaskoczona, gdyż - jak się okazało - był to największy skarb dziewczynki. Mrugnęłam do Sąsiadki i oddałam jej ów kotylion, aby go jednak schowała. Poczułam się wyróżniona jeszcze bardziej, kiedy Starsza Sąsiadeczka powiedziała: "przecież ona nawet nie pozwalała go nikomu dotknąć". Nie mogłam go wziąć - nie w tej sytuacji.

Dostałam herbatę z cytryną, a po chwili zadzwonił Mąż z pytaniem czemu tak długo mnie nie ma. Spytałam czy był już wytrzepać worek z odkurzacza, a kiedy usłyszałam, że jeszcze nie, zaproponowałam, żeby to zrobił, a potem zadzwonił do Sąsiadki, bo u niej właśnie jestem. Wszystkie trzy się bardzo ucieszyły, bo to rzadkość, żeby ciocia i wujek razem byli u nich w domu w tym samym czasie.

Posiedzieliśmy trochę, bo uwierzcie, ale tam się nie da wejść na chwilę, a nawet jak próbowałam kilkakrotnie wyjść, Młodsza i Starsza "zakładały blokadę" - jak same określały działania prewencyjne - stały obie w przedpokoju i nie dało rady ich ominąć - nawet łaskotki nie pomagały, bo kiedy jedna odpuszczała, jej miejsce zajmowała druga - i tak w kółko.

W pewnym momencie Sąsiadka spojrzała na zegar i z przerażeniem w głosie mówi do Młodszej: "kochanie, szybciutko zbieraj się do szkoły, za pięć minut wychodzisz". Dziecko biegiem zaczęło się przebierać i denerwować, że nie zdąży. Wtedy odezwała się Starsza: "mamo, przecież ona ma dzisiaj na 12:40". Czasomierz pokazywał dopiero 11:20. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.