Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 23 marca 2012

331. Podium


Warto było wstać wcześnie rano. Warto było nie jeść śniadania przed wyjściem. Warto było zmusić swoje siuśki do opuszczenia pęcherza - buntują się i strajkują zawsze przed każdym badaniem - taki już ich urok. Warto było dać się nakłuć. Warto było oddać dwie probówki krwi - i tym razem żadna z nich nie pękła.

Wyniki są bardzo dobre. Złoty medal dostaje żelazo, które zwykle nie przekraczało 30 (oporne było nawet na swój odpowiednik w tabletkach i witaminowe, bardzo bolesne zastrzyki w moje cztery litery), teraz osiągnęło wysokość 99 (norma od 37 do 145). Dwa razy sprawdzałam i uwierzyć nie mogłam, że właśnie tyle jest tam napisane. Srebro zawieszamy na szyi transferyny (pod tą nazwą kryje się białko odpowiedzialne za transport żelaza), której wynik to 303 - zupełnie jak słynny dywizjon. Norma dla niej - od 200 do 360. Ostatnie, zaszczytne miejsce na podium (czyli brąz) należy do hemoglobiny, która przekroczyła pechową (dla niektórych) trzynastkę - 13,4 (norma od 12 do 16).

Mniej więcej rok temu całkowicie zrezygnowałam z leczenia anemii, bo mnie ta walka wykańczała psychicznie i fizycznie. Poddałam się, odpuściłam i żyłam jakby jej nie było, starając się nie przywoływać jej we wspomnieniach. Jak ja ją zignorowałam, to i ona nie pozostała mi dłużna. Poszła sobie gdzie indziej szukać kolejnej ofiary. Anemia jest jak troll - jak jej nie dokarmiasz, idzie w inne miejsce.