Kiedyś chyba już o tym wspominałam, że podstawówka, do której chodziłam, była po drugiej stronie osiedla, bo do tej najbliższej nie chcieli mnie przyjąć w wieku sześciu lat. Tylko ja i jeszcze jedna moja koleżanka (jej matka była nauczycielką, która pracowała właśnie w tamtej szkole) byłyśmy spoza rejonu. Reszta dzieci znała się od małego, żyli sobie bowiem w obrębie kilku wieżowców i czteropiętrowych bloków. W klasie byłam najmłodsza, a potem prawie najwyższa - niektórzy chłopcy mnie bowiem przerośli.
Szkołę skończyłam, poszłam do ogólniaka, do którego nikt z mojej klasy nie startował i tylko sporadycznie widywałam swoich dawnych kolegów i koleżanki. W czasie pobytu w Anglii, jak modna zrobiła się nasza klasa, zalogowałam się na tamtym portalu i odnalazłam z kilkoma osobami kontakt. Niestety - tylko pisemny i krótkotrwały, aczkolwiek z jednym kolegą, który mieszka w Hiszpanii, rozmawialiśmy kilka razy na skype.
W ubiegłą sobotę stałam razem z Mężem na przystanku autobusowym i zauważyłam, że bacznie przygląda mi się jakaś kobieta. Uśmiechała się niewyraźnie. Dyrektor Wykonawczy już nabrał podejrzeń, że mu żonę podrywa, ale kiedy podeszła do mnie i spytała, czy ja to ja, uspokoił się. Poznałam ją po głosie i zaczęłyśmy rozmawiać. W tych emocjach i ferworze konwersacji mój przytomny i twardo stąpający po ziemi Mąż przypomniał mi o zapisaniu numeru telefonu do koleżanki z podstawówki. Dobrze, że zawsze mam przy sobie długopis i kilka kartek. Moja dawna znajoma w miarę szybko znalazła namiar na siebie w komórce - swoją drogą wciąż zdumiewa mnie, że ludzie nie znają własnego numeru telefonu, ale nic to - najważniejsze, że wsiadłam do autobusu z zapisanymi cyferkami i zdążyłam jeszcze pomachać na pożegnanie odzyskanej koleżance ze szkoły, która została na przystanku.
Wczoraj usiłowałam się do niej dodzwonić, ale po trzech nieudanych próbach, wysłałam sms, że ja to ja, a kiedy i na niego nie było odzewu, zapomniałam o sprawie, myśląc, że może zanotowałam nie to, co trzeba. Dzisiaj wyświetlił mi się tamten numer, więc odebrałam połączenie. Po świętach mamy się ponownie skontaktować, bo być może uda się zorganizować jakieś spotkanie klasowe.
Dwadzieścia dziewięć lat minęło od czasu opuszczenia szkolnych murów, a niektórych nie widziałam na oczy od tamtej pory i już się boję jak my się rozpoznamy. Ze mną nie ma problemu - wszyscy kojarzą mnie po wzroście, ale jak ja dopatrzę się podobieństwa u innych? Dwa grupowe zdjęcia - tyle tylko mam - jedno z szóstej, a drugie z ósmej klasy. Wystarczą?