Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 8 kwietnia 2012

356. Biała Wielkanoc


W sobotę było chłodno, ale dzisiaj to już prawdziwie zimno. Gruby płaszcz znowu został przywrócony do łask i gdyby nie on, nie wiem jak przetrwałabym spacer do kościoła.

Wczoraj, razem z Mężem, szykowaliśmy nasz świąteczny koszyczek. Zadowolona z efektu końcowego, stwierdziłam, że ładnie się prezentuje, a Dyrektor Wykonawczy - jak zwykle przytomnie - spytał: "a jajko?" No tak, faktycznie, gdzie ono? Zawsze jak coś robię, czy przygotowuję, staram się potrzebne mi składniki mieć na oku, bo w przeciwnym razie mogę o czymś zapomnieć. Tamto jajko leżało sobie w garnuszku w zimnej wodzie. Na szczęście finalnie znalazło się w koszyczku.

Po raz pierwszy odkąd święcimy pokarm w naszej parafii z wyboru, stoły ustawiono w kościele, a nie na zewnątrz. Nie ma się co dziwić - wiatr, przeciąg i zimno nie były sprzymierzeńcami księdza, który dyżurował z kropidłem w ręku. Ludzie przychodzili i odchodzili, ale on był wciąż na posterunku.

Wróciliśmy do domu, odgrzaliśmy sobie Strogonowa i bigos, które podarowała nam w piątek wieczorem Sąsiadka, a potem poszliśmy na spacer, przy okazji "odkrywając" nowe rejony naszego miasta. Tak skutecznie wyprowadziłam Męża w pole, że musieliśmy zawracać, bo weszliśmy na teren jakiegoś zakładu, skąd cofnął nas ochroniarz. A myślałam, że jak będziemy szli wzdłuż torów, to dojdziemy do dworca. Odsłona klasycznej blondynki po raz kolejny.

Dzisiaj rano, jak już wreszcie wstaliśmy, podzieliliśmy się święconką, a potem zjedliśmy nasze codzienne musli. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale od wczoraj jestem prawie cały czas głodna i ciągle bym coś przeżuwała. Mąż się śmieje, że mam tasiemca i pyta gdzie mi się to wszystko mieści.

Celowo poszliśmy na popołudniową mszę do kościoła, robiąc sobie przy okazji spacer w płatkach śniegu. Było mało ludzi, ale atmosfera niezwykle uroczysta i podniosła. Ledwo wróciliśmy do domu, jak zaczęło sypać tak, że hej. Piękną mamy zimę tej Wielkanocy...