Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

357. Jak bąki


Co mogą robić Karioka i Mąż przez cały dzień w domu? Teoretycznie wszystko. A co robią? Siedzą i jedzą. Praktyka czyni mistrza, jak powiadają. Mamy więc oboje złoty medal w delektowaniu się jadłem wszelakim, jakim dysponujemy. Jesteśmy jak dwa bąki, nic tylko się toczyć.

Zaczęło się od tego, że Mąż wstał wcześniej, a że był głodny, więc zrobił musli - dla siebie i dla mnie. Swoje zjadł i czekał aż się obudzę. Kiedy jadłam ja, on był już głodny, więc znowu coś przekąszał, czym narobił mi ochoty i tak zła passa łakomstwa trwa do teraz.

Z rzeczy pożytecznych i zaplanowanych, a odkładanych na potem - udało się nam wybrać około stu fotek, które chcemy wydrukować i wsadzić do albumu. Zdjęcia pochodzą z okresu naszego cywilnego i kościelnego bycia razem, bo ślubne mamy już dawno zrobione. Ile wspomnień do nas wróciło jak przeglądaliśmy płytki - aż łza się w oku kręci. Lubimy fotografować jedzenie, więc oczywiście (wracając do meritum) zaraz byliśmy znowu głodni i kółeczko obżarstwa się toczy nieustannie.

Poza bezdyskusyjnym wymiarem duchowym Wielkanocy, cały ten czas jest cudowny, gdyż w żaden sposób nie da się ani odtworzyć, ani powtórzyć żadnej chwili, jaką spędzam z Mężem. Były spacery, trzymanie się za ręce, przytulanie, pocałunki, wspólne biesiadowanie, ale też rozmowy o życiu oraz oglądanie filmów na DVD. Takie momenty są bezcenne i zawsze czekam na nie, bo wiem, jak są ulotne. Dlatego chwytam je i przechowuję jak bliskie sercu wspomnienia.