Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 21 kwietnia 2012

374. Kolekcjonerka


K. poznałam dzięki E. - swojej przyjaciółce z pracy. Zawsze zwracała uwagę mężczyzn. Było w niej coś, co przyciągało i niepokoiło. Wtedy jeszcze nie wiedziałam skąd wziął się we mnie ten niepokój. Niebawem, krok po kroku, wszystko zaczęło się wyjaśniać.

K. co jakiś czas wyjeżdżała do stolicy. Spotykała się tam z pewnym Holendrem, który w ojczystym kraju miał żonę i dzieci. Chodziło nie tylko o seks - jak tłumaczyła mi K., lecz także o poznawanie nowych smaków, zapachów i kultury. Najpierw myślałam, że połączyła ich miłość, ale okazało się, że wcale tak nie było. K. prowadziła swoistą grę - nie tylko z tamtym mieszkańcem kraju tulipanów.

Najpierw opowiadała mi o A. - swoim koledze z pracy. Nieszczególnie miałam ochotę słuchać o jej fantazjach seksualnych, które on spełniał na terenie biura - zwłaszcza, że A. był mężem kobiety, którą znałam z widzenia, a która żyła sobie w błogiej nieświadomości i niewiedzy.

K. poznała mnie ze swoją dobrą znajomą A., która była związana z pewnym niewidomym mężczyzną. On zdecydował się opuścić rodzinne miasto i przeprowadzić do A., żeby z nią zamieszkać. A. często wyjeżdżała służbowo, więc K. zaoferowała się, że podczas jej nieobecności może zaopiekować się partnerem. Mogłam się tylko domyślać na czym owa "opieka" miała polegać. K. otwarcie mówiła mi, że nigdy jeszcze nie uprawiała seksu z niewidomym i ciekawe jakby to było.

Wspomniana na wstępie E. była związana z M., który prowadził własną firmę i potrzebował sekretarki. K. nie przepuściła i tej okazji, a że partner E. nie należał do świętoszków, więc K. była w swoim żywiole.

W stolicy K. miała kolejną znajomą - L., która mieszkała ze swoim facetem. K. bardzo lubiła ich odwiedzać. Rano, po przebudzeniu, paradowała w krótkiej koszulce, kusząc wdziękami partnera koleżanki.

Nie wiem jak potoczyły się losy K., gdyż po raz ostatni widziałyśmy się jakieś piętnaście lat temu. Nasze drogi się rozeszły. Trudno było mi zaakceptować jej postępowanie, którego nie pochwalałam. Rozmawiałam z nią o tym, ale ona tylko śmiała się z moich słów. Może zrozumiałabym jej zachowanie, gdyby w którymkolwiek z opisanych przypadków jej relacja byłaby oparta na miłości. Miałam wrażenie, że traktuje ludzi instrumentalnie, wykorzystując ich do swoich celów, raniąc przy tym osoby, które ufały jej jako dobrej koleżance, czy może nawet przyjaciółce.