Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 24 kwietnia 2012

378. Z okazania czy z miłości?


Mąż, zanim jeszcze nim się stał, zdążył "rozwieść" się ze mną kilka razy. Dokładnie nie pamiętam, ale wydaje mi się, że palce jednej dłoni nie wystarczą, by zliczyć wszystkie jego odejścia i powroty. Pisać o nich nie będę, bo w zupełności kwintesencją takiego, a nie innego postępowania jest cytat, który umieściliśmy na naszych zaproszeniach na ślub cywilny:

"...Nic się nie dzieje przedwcześnie.
I nic się nie dzieje za późno.
I wszystko się dzieje w swoim czasie.
Wszystko...
Wszystkie uczucia, spotkania,
Odejścia, powroty, czyny i zamiary..."

Żeby nie było tak normalnie i standardowo, bo my oboje raczej przekorni jesteśmy (choć to ja przeważam na szali), ale tradycyjni jednak, gdyż cytat na zaproszeniu na ślub kościelny był tematyczny, klimatyczny i spinał klamrą całą uroczystość. Określenia "typowi i przewidywalni" do nas nie pasują wcale, bo śluby mieliśmy dwa. Na tym nie koniec.

Jeszcze nie Mąż oświadczał się też nie raz, lecz trzy razy. Przy tych pierwszych (miały miejsce w Anglii) się na chwilę zatrzymam, bo pamiętne były - szczególnie dla niego, ale w szczegóły wchodzić nie będę, bo wiem, że traumę mu zafundowałam swoim godzinnym monologiem, mającym na celu odstraszyć i zniechęcić Dyrektora Wykonawczego od wstępowania w związek małżeński akurat ze mną.

Jak już oprzytomniałam i zgodziłam się, stawiając dwa warunki - żadnego wesela nie będzie oraz nazwiska nie zmieniam, ale dołączam do panieńskiego (zawsze chciałam mieć podwójne), zadzwoniliśmy do wybranych przez nas świadków, żeby ich poinformować o ślubie oraz spytać, czy się zgodzą być przy nas w tym wyjątkowym dniu.

Nie obeszło się, rzecz jasna, bez telefonów do naszych rodziców oraz do braci jeszcze nie Męża. Jedna z jego bratowych na wieść o planach małżeńskich spytała: "to co, Karioka jest w ciąży?", na co Dyrektor Wykonawczy odparł: "nie, my z miłości, nie z dziecka". "Uderz w stół, a nożyce się odezwą" - jej pytanie padło bowiem nie bez powodu - kilka lat wcześniej sama, zaledwie po trzech miesiącach znajomości z bratem Męża, z którym była już wtedy w ciąży, planowała ślub, więc automatycznie oceniła, że i ja MUSZĘ być w stanie błogosławionym, bo inaczej po co mielibyśmy się pobierać.

Wielkimi krokami zbliża się sezon ślubny. Jedni będą składać sobie przysięgi w Urzędzie Stanu Cywilnego lub przed ołtarzem. Jeszcze inni będą się oświadczać swoim wybrankom - z miłości lub z okazania, no bo ile par pobiera się tylko i wyłącznie dlatego, iż "okazało się, że ona jest w ciąży"?