Zrobiłam dziś coś, o czym myślałam już od kilku dni. Zdobyłam adres stryja. Co prawda nie jestem z siebie dumna i zadowolona w jaki sposób się to stało i nie będę się wcale tłumaczyć, że "cel uświęca środki", bo tak nie jest. Pogwałciłam czyjąś prywatność, ot co.
Wiedziałam, że matka ma taki strasznie stary notes z adresami i telefonami sprzed kilkunastu lat. Jak poszli z ojcem na zakupy, zajrzałam do niego i spisałam ulicę, numer bloku i mieszkania. Nie mogłam jej poprosić o te dane, bo niby po co mi one? Mój kontakt z bratem ojca jest tylko i wyłącznie moją sprawą i mam do niego prawo. Nie muszę się z tego tłumaczyć rodzicom.
Mam zamiar napisać tradycyjny list i wysłać go pocztą, bo bardzo możliwe - jak twierdzi Mąż, że stryj (z racji swojego podeszłego wieku) nie prowadzi sam swojej strony na naszej klasie i Facebooku. To będzie moja trzecia pisemna próba skontaktowania się z bratem ojca. Potem pozostaje mi tylko telefon, bo wyjazdu w ciemno do miasta znacznie oddalonego od mojego ryzykować raczej nie będę, choć nie zarzekam się, że tego nie zrobię. Znam siebie i wiem, że jak mi na czymś zależy, staram się z całych sił, żeby to osiągnąć. Nie wykluczam zatem ewentualnej wycieczki - Sąsiad sam się zadeklarował, że mnie zawiezie.