Wczoraj wreszcie zabrałam się za to, co odwlekałam trochę w czasie - napisałam list do stryja. Niełatwo było mi pisać do kogoś, kogo nie pamiętam i z kim praktycznie nie mam związanych żadnych osobistych wspomnień. Wszystko, o czym wiem, to szczątkowe relacje matki. Do koperty włożyłam też swoje zdjęcie z dedykacją. Przed wysłaniem dałam go do przeczytania Mężowi, który stwierdził, że gdyby był na miejscu adresata, skontaktowałby się ze mną.
List jest już w drodze. Maksymalnie w piątek powinien dotrzeć na miejsce. Mnie pozostaje jedynie oczekiwanie na odpowiedź. Denerwuję się. Bardzo. Nawet bardziej, niż sama przed sobą się przyznaję. Boję się odrzucenia i otwarcie o tym wspomniałam stryjowi. Nic to, poczekam. Czym jest bowiem kilka dni wobec całego mojego życia bez obecności tego człowieka?