Kto by pomyślał, że mój własny Mąż będzie mnie pytał czemu tak mało piszę i nie wyrabiam dziennej "normy"... Nie dalej jak wczoraj padło to pytanie. Dyrektor Wykonawczy martwi się o mój stan ducha, bo doskonale wie, że w moim konkretnym przypadku brak wiadomości to wcale nie jest dobra wiadomość. Powody mojej ciszy mogą być tylko dwa - jak o czymś usilnie myślę i coś mnie trapi, albo jak coś mnie pochłania do tego stopnia, że brak mi czasu na pisanie postów.
Od kilku dni i jeden, i drugi powód jest właściwy. Mąż się martwi o mnie, a ja się martwię o Niego, bo smutek zamieszkał w jego sercu, a on się z nim zaprzyjaźnił. Nie rozweselam go na siłę, bo bycie smutnym uwrażliwia i nie ma w tym niczego złego. Zastanawiam się tylko skąd i kiedy to uczucie zapukało do drzwi duszy Dyrektora Wykonawczego. Rozmawiamy o tym, ale ten fakt nie zmienia mojego martwienia się o Męża. I tak sobie żyjemy oboje - On zatroskany o mnie, ja o Niego...