Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 29 maja 2012

435. Szacunek


Pamiętam jak w trakcie naszej kilkumiesięcznej znajomości z jeszcze nie Mężem nocowałam u niego w wynajmowanym do spółki z kolegą, mieszkaniu. Pokłóciliśmy się pewnego wieczoru, kiedy leżeliśmy już w łóżku, a ja - w ramach protestu - położyłam się na dywanie - jak pies. Chodziłam wtedy na terapię indywidualną i opowiedziałam o tym zdarzeniu na jednym ze spotkań. Pamiętam zdanie, które usłyszałam wtedy z ust terapeutki: "pani Karioko, jak bardzo musiała pani nie szanować siebie w tamtym momencie".

Do dziś te słowa brzmią mi w uszach. Nie przytaczałabym ich bez powodu, bo nie były przyjemne, ale prawdziwe. Swoje własne zachowanie zmusiło mnie do spojrzenia na siebie z zupełnie innej strony. Nie tak bowiem powinnam była zrobić. Długo uczyłam się arcytrudnej umiejętności konstruktywnej kłótni. W sumie cały czas się jej uczę i pewnie nigdy nie przestanę.

Od kilku dni zastanawiam się nad kwestią szacunku do siebie. Dlaczego dorosły człowiek mówi, że boli go łeb? Dlaczego wieje mu w mordę? Dlaczego poparzy sobie gębę? Dlaczego nie szanuje swojego ciała i o nie nie dba? Przy tym wszystkim wymaga od innych ludzi, których nazywa gnojami, by go szanowali...

Przeraża mnie takie zachowanie. Nie potrafię go zrozumieć. Nie wiem co o tym myśleć. Jak głębokie trzeba mieć rany, by tak kąsać siebie oraz niewinne niczemu osoby? Jak bardzo trzeba nienawidzić siebie, by podobne emocje przelewać na innych? Jak pomóc komuś wiedząc, że dopóki ów człowiek sam sobie nie pomoże, nic się nie zmieni na lepsze?