Ostatnio mniej piszę, za to więcej rozmawiam. Pogłębiam znajomości już zawarte dzięki blogowi, ale także nawiązuję nowe kontakty. Tak, jak wczoraj chociażby. Do Australii jeszcze nie dzwoniłam - aż do sobotniego wczesnego popołudnia. Różnica czasowa jest małą niedogodnością, ale jak się chce, wszystko można pokonać. Szczególnie jak po drugiej stronie - i kabla, i świata, znajduje się tak fantastyczna kobieta, którą serdecznie pozdrawiam, choć teraz, kiedy piszę te słowa, ona już smacznie śpi.
W owe rozmowy udaje mi się wciągnąć Męża. Mało tego - dochodzi do swoistych konferencji. O Agacie pisałam już wcześniej. Prowadzimy dość długie (ze mną się nie da krótko - kto miał okazję, ten wie) dysputy i konsultacje. Poznałam jej męża, zdarzyło mi się kilkakrotnie zamienić z nim parę słów. Wczoraj rozmawialiśmy już każdy z każdym. Szkoda, że nie mamy możliwości przeprowadzenia czteroosobowej konferencji. W piątek wieczorem wymyśliłyśmy z Agatą, żeby panów poznać ze sobą. Okazja trafiła się szybciej niż mogłybyśmy przypuszczać. Wierzę, że pewnego dnia uda się nam wszystkim spotkać. Byłoby cudownie. Nie mogę się już doczekać.