Najpierw jeden telefon, który mnie ucieszył niezmiernie - z powodu tego, co usłyszałam - nie w moim osobistym kontekście, lecz bliskiej znajomej, która go wykonała. Spodziewałam się raczej spotkania z nią, ale nie dojdzie do niego, co - zamiast mnie martwić, raduje. Najważniejsze, żeby sobie wszystko poukładała. Ja nie uciekam nigdzie. Poczekam na nią.
Potem dwa maile. Oba w odpowiedzi na moje wcześniejsze wiadomości. Tym razem prywatne. Jeden tylko dla mnie. Znowu muszę uzbroić się w cierpliwość, ale cieszę się ze słów, jakie w nim padły. Niby nic, a jednak. Drugi także i dla Męża - wspólny, w naszej sprawie. Wyjazdowy, odpoczynkowy, poznawczy. Do wcielenia w życie za kilkanaście dni.
W międzyczasie rozmowa na gadu, a w jutrzejszej perspektywie Skype, bądź telefon. Pionierski. Przebieram nogami z niecierpliwości. Uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Jest dobrze, jest bardzo dobrze. Taka radość ogromna, że aż chciałabym się nią z Wami podzielić. Chociaż odrobinką. Weźcie sobie jej trochę. Dla siebie.