Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 18 czerwca 2012

469. Na Plantach


Ławki na krakowskich Plantach są na tyle długie, że spokojnie można się na nich położyć, z czego skwapliwie skorzystali liczni "zmęczeni" panowie w stanie wskazującym na spożycie i nie grzeszący czystością. Straż Miejska i Policja były zbyt zajęte, żeby ich budzić - wszak trzeba pilnować porządku na Rynku. To, że turyści nie mieli gdzie usiąść jest już całkiem inną kwestią.

Upolowaliśmy wreszcie wolną ławkę. Uradowani jak dzieci usadowiliśmy się na niej i podziwialiśmy widoki, obserwując spacerujących ludzi. Długo nasz spokój nie trwał długo, gdyż nieopodal ulokowała się wielce osobliwie wyglądająca trójka - dwóch mężczyzn i jedna kobieta.

Pani w wieku trudnym do identyfikacji, o twarzy zniszczonej tak bardzo, że mogła mieć zarówno trzydzieści, jak i pięćdziesiąt lat. Za to jaką miała na sobie kurtkę - czarna skóra z ogromnym napisem 'Iron Maiden' na plecach. Na dziewicę to mi nie wyglądała, ale może przekorna z niej babka? Jej towarzysze wcale nie odbiegali wizerunkiem - także w gustownej czerni. Popalali papierosy, a sposób ich mówienia i poruszania wskazywał na obecność procentów w wydychanym przez nich powietrzu. Mydła i wody nie widzieli z pewnością od dawna, ale kto by się takimi szczegółami przejmował.

Dobre serca mieli, bo karmili gołębie, dzieląc się z nimi swoimi obwarzankami. W pewnej chwili przeszło obok tamtej ławki dwóch młodych ludzi. Na ich widok ptaki odleciały. Jeden z siedzących chrapliwym głosem zapytał z wyrzutem:
- Co mi gołębie straszycie?
- Przepraszam - odpowiedział młody mężczyzna.
- Za przepraszam to się 5,5 należy, no chyba że chcesz się bić?

Chyba przechodzący panowie nie byli jednak zainteresowani walką wręcz, gdyż oddalili się od feralnej ławki. Żelazna Dziewica chyba pozazdrościła swoim znajomym, bo kiedy następny człowiek przechodził w jej pobliżu sama do niego wykrzyknęła:
- No co? Chcesz się bić?

Chętnych do bitki nie było, więc cała trójka oddaliła się z miejsca niedoszłego wypadku i zginęła nam z oczu, a ich miejsce zajął młody człowiek z dwoma kebabami w dłoni.