Z niektórymi ludźmi jest jak z dziećmi - za rączkę i do baru. Szybko, sprawnie, bez ceregieli i bez problemów. Pytanie - odpowiedź. Akcja - reakcja. Podanie - strzał.
Kto mnie zna, ten wie, że spontaniczna i niejednokrotnie szalona ze mnie istota. Kilka dni temu siedziałam sobie na gadu z Autostopowiczem. Było to jeszcze przed ubiegłotygodniowym wyjazdem do Krakowa, który on uwielbia i swojego czasu nawet tam mieszkał przez kilka miesięcy. Napisałam mu, że czekam na przyjazd nad morze. Od słowa do słowa poszło gładko. Już kiedyś pisałam, że uwielbiam Naszego Przyjaciela za wiele rzeczy. Jedną z nich jest bezpośredniość i bezproblemowość.
Spojrzałam w kalendarz, napisałam datę i od razu przeczytałam: "mieszkanie będzie stało puste więc dlaczego nie - przyjedziecie, dostaniecie klucze i mieszkacie". Sprawdziłam połączenie kolejowe - nasz ślimaczy pociąg kursuje, po czym zadzwoniłam do Męża i zadałam jedno pytanie:
- Chcesz jechać nad morze?
- Kiedy?
- We wrześniu.
- A gdzie będziemy spali?
- U Autostopowicza.
- Zgodzi się?
- Już się zgodził. Właśnie nas zaanonsowałam.
- Super. Podziękuj mu.
- Już to zrobiłam.
Następnego dnia znowu złapałam Naszego Przyjaciela na gadu. Tym razem to on mnie podsumował: "niezła jesteś - wszystko w 24 godziny". I tu się mylił, bo zaledwie trzydzieści minut wystarczyło mi na całą logistykę. Mąż wziął już urlop w planowanym terminie i jeśli nic nam nie stanie na drodze, we wrześniu zawitamy do naszego kochanego Wrzeszcza.