Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 25 czerwca 2012

486. Cztery


Znowu narobiłam sobie zaległości piłkarskich. W piątek niemiecka machina pokonała dzielnie broniących się Greków. Festiwal w sumie sześciu bramek jest tym, co Karioka lubi najbardziej. Jedna z nich padła z karnego, ale w niczym nie pomogła, bo do półfinału awansowali Niemcy.

Sobotni wieczór po spływie kajakowym spędziłam na oglądaniu spotkania Hiszpanów z Francuzami. Tym razem Iker Casillas nie musiał wyjmować piłki z bramki, bo to jego drużyna strzeliła dwa gole, w tym jeden znowu z karnego. W półfinale Hiszpanie zagrają z Portugalią i mam nadzieję, że ich pokonają.

Wczoraj mecz Anglików z Włochami. Nikomu nie kibicowałam, bo ani jednych, ani drugich nie darzę sympatią - w przeciwieństwie do języków ojczystych, jakimi władają. Przynajmniej nerwów nie było. Panowie pobiegali sobie przepisowe 90 minut, żadnej bramki nie strzelili, więc w nagrodę dostali jeszcze dodatkowo 30 minut dogrywki, która zakończyła się bezbramkowym remisem. Rzuty karne lubię bardzo. Szczególnie jak zawodnicy nie trafiają do bramki, strzelają w poprzeczkę lub słupek, albo kiedy bramkarze bronią. Jak Buffon, ale to stary wyjadacz z doświadczeniem, więc w sumie się nie dziwię. Znowu obejrzałam w sumie sześć goli. Włosi zmierzą się zatem z Niemcami.

Z magicznej czwórki kibicuję oczywiście Hiszpanii i sercem będę z nimi. Dobrze, że mecze odbędą się w najbliższą środę i czwartek - wreszcie obejrzę je sama. W weekend Mąż siedział obok mnie i spał w najlepsze. Obudziłam go wczoraj na rzuty karne, ale był trochę półprzytomny i z ulgą poszedł spać jak człowiek po skończonym meczu, którego całą dogrywkę przespał.