Ręce już mnie nie szczypią, ani nie pieką. Lewa wróciła do normy. W prawej wciąż mam opuchnięty nadgarstek. W związku z oparzeniami słonecznymi nie wybiorę się jutro rano na rutynowe badania krwi przed wizytą kontrolną u endokrynologa. Poczekam do środy lub czwartku, bo chyba nie wytrzymałabym bólu zacisku tej gumowej rurki na ramieniu.
Ochłodziło się wreszcie. Co prawda odrobinę, ale i tak jest super w stosunku do tego, co było jeszcze wczoraj. O deszczu mogę tylko pomarzyć. Na razie obserwowałam świat zza okna. Bałam się jeszcze wychodzić okutana i zamaskowana, żeby nie wzbudzać zainteresowania bardziej rozebranych przechodniów.
Złamałam się dzisiaj jeśli chodzi o słodycze. Pożarłam całą tabliczkę czekolady. Przeterminowaną na dodatek o miesiąc. Żal mi się jej zrobiło. I wcale mi nie smakowała. Za to mam niesmak do siebie samej, ale cóż - trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów. No i książkę zaczęłam czytać. Drugą, bo pierwszą odrzuciłam po kilkudziesięciu stronach.