Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 28 czerwca 2012

494. Rachunki prognozowane


Dawniej było tak - co miesiąc lub dwa przychodził inkasent, odczytywał stan licznika i dawał do ręki wydrukowany rachunek. Można było nawet zapłacić u niego, na miejscu, bez chodzenia na pocztę, czy do ajencji. Czy gaz, czy prąd - bez znaczenia - system rozliczania był jeden.

Potem ktoś wymyślił rachunki prognozowane. Jeden był za faktyczne zużycie, a następny za przewidywane - na podstawie nie wiadomo jakich obliczeń, ale wiadomo, że z pewnością na niekorzyść klienta, bo przecież można bezkarnie obracać jego pieniędzmi.
     
Teraz już sama nie wiem czy śmiać się, czy płakać. Gazownia znowu zmieniła sposób rozliczania za swoje usługi. Kilka dni temu przyszedł inkasent i odczytał licznik. Wczoraj - pocztą - dostaliśmy faktury. Jedna wyrównawcza w kwocie ponad 500 złotych i pięć następnych - prognozowanych - rozłożonych w czasie do końca kwietnia. Rozpiętość kwot waha się od 300 do 370 złotych. Następny odczyt będzie w maju lub czerwcu przyszłego roku i wtedy znowu otrzymamy rachunki - wyrównawczy i przewidywane.

Zastanawiam się co komu przeszkadzało płacenie za faktycznie zużyte metry sześcienne gazu? Jaki jest sens regulowania należności aż na tyle miesięcy do przodu? I kto na tym wyjdzie jak Zabłocki na mydle?

Czekam tylko na dzień, w którym operatorzy sieci komórkowych wpadną na pomysł faktur prognozowanych, no bo skoro inni mogą, to czemu oni mają być gorsi? Idąc tym tropem, płaćmy też za buty, które kupimy dopiero za pół roku, czy za jedzenie, którym zapełnimy nasze lodówki za kilka miesięcy. W końcu fajnie jest robić klienta w trąbę.