Jak się źle czuję fizycznie, od razu przekłada mi się to na psychikę. Ostatnio dokładnie tak było. Nie dość, że upał, brak wiatru i deszczu, a co za tym idzie - świeżego powietrza, to jeszcze doszły do tego różne dolegliwości cielesne i nie były to bynajmniej żadne uciechy.
Ciepłota ciała powyżej 37 stopni, ból głowy, nadwrażliwość na różne zapachy, problemy z zaśnięciem w nocy, a potem nadmierna senność w ciągu dnia; bóle brzucha, zmęczenie i ociężałość, drażliwość i wybuchowość - oto piorunująca mieszanka skutecznie uprzykrzająca życie - nie tylko moje, ale i Męża.
Dzisiaj, może za sprawą zmiany pogody (ochłodziło się odrobinę, kropi deszczyk i wieje lekki wiaterek) jest już o niebo lepiej. I niech tak będzie jak najdłużej.