Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 13 lipca 2012

526. Kura domowa


Ilonę poznałam kilka lat temu. Drobna brunetka, typ bardziej kumpeli niż wampa. Szybciej można ją było spotkać w klubie, ubraną w dżinsy i sączącą piwo z przyjaciółkami, niż w mini i szpilkach w centrum miasta.

Rodzice sprezentowali jej urządzone dwupokojowe mieszkanie w świetnej lokalizacji, kupili samochód, a także, po obronie pracy magisterskiej, załatwili stabilną i dobrze płatną posadkę w firmie, w której pracował ojciec Ilony.

Zawsze słyszałam o domówkach, jakie u siebie urządzała, głównie w babskim towarzystwie podobnych do siebie wyluzowanych i nowoczesnych singielek intelektualistek, nie jakichś tam dziuń z tipsami, czy po solarce. To z nimi jeździła przynajmniej raz do roku na zagraniczny urlop.

Ilona nie miała szczęścia do facetów chociaż była już po trzydziestce. Owszem, przewijali się jacyś panowie, ale były to raczej niezobowiązujące spotkania na kilka nocy. Może była dla nich zbyt inteligentna, zbyt bogata, za bardzo wymagająca i niezależna albo za mało atrakcyjna fizycznie? To tylko pytania bez odpowiedzi. Przypuszczenia i domysły.

Pewnego dnia, ni stąd, ni zowąd, gruchnęła wieść, że Ilona bierze ślub. Bez uprzedzenia, organizowany naprędce oraz w ogromnym pośpiechu. I w ciąży. Okazało się, że dziecko jest przypadkowym owocem jednej z takich znajomości łóżkowych. Nie wiem czy naciski rodziny, czy może jeszcze coś innego było powodem nagłej zmiany stanu cywilnego kobiety.

Bartka, jej męża, poznałam dopiero kiedy mała przyszła na świat. Sympatyczny, luzacki, bezproblemowy człowiek. Ilona w niczym nie przypominała osoby, którą pamiętałam. Zaniedbana, z trudem odnajdywała się w roli żony i matki. Powiedziała mi o tym dopiero później, kiedy spotkałyśmy się tylko we dwie, bez jej męża.

Bartek wprowadził się do niej i tak naprawdę był bardziej chłopcem i kumplem, niż głową rodziny oraz partnerem. Wciąż wolał swoje dawne kawalerskie życie - spotkania z kolegami przy piwie, a nie spędzanie czasu w domu - z żoną i dzieckiem. Szybko postarał się, żeby ona miała jeszcze więcej zajęć - wkrótce bowiem na świat przyszło ich drugie dziecko.

Podczas naszego ostatniego spotkania ciężko mi było ze świadomością tego, co usłyszałam. Dla Ilony takie życie stało się więzieniem i pułapką bez wyjścia. Z dwoma maluchami, mężem - dużym chłopcem, brakiem imprez z dawnymi przyjaciółkami, niemożnością wyjechania na urlop, a także intelektualnym zastojem, czuła się jak kura domowa, a przecież od takiej roli zawsze chciała uciec jak najdalej.