Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 13 lipca 2012

527. Poplamiony pechowy piątek


Przesądna nie jestem. Trzynasty mnie nie rusza. W konfiguracji z piątkiem też nie. Ale chyba zmienię zdanie po dzisiejszym. Bo "co za dużo, to niezdrowo".

Wczoraj miałam zamiar wstawić pościel i koc do prania, ale że chmurzyło się, a potem nawet kropiło, zmieniłam zdanie, bo na balkonie nijak by nie wyschło. Dzisiaj świeciło słońce, więc mogłam zrealizować swój plan. Podczas wieszania okazało się, że na poszwie zostały podejrzane czarne plamki. Jak znam życie, pewnie po moim tuszu do rzęs, który niedokładnie zmyłam przed snem. Humor na "dzień dobry" miałam więc świetny. Oliwy od ognia dolał jeszcze Mąż, który stwierdził, że za dużo wsadu było w pralce. Nie wiem czy koc polarowy, jedna poszwa, jedna poszewka oraz prześcieradło to za dużo jeśli do środka bębna wchodzi 6 kg? Nic to - przy następnym praniu użyję odplamiacza.

Zdecydowałam się wreszcie wyjść na dwór. Założyłam spodnie, a że nie miałam ich na sobie od poniedziałkowej wizyty u fryzjerki, to zdziwiłam się, że na jednej nogawce mam cztery jasnożółte plamki. Chyba nawet wiem od czego - winowajcą jest na 100 % farba rozjaśniająca do włosów. Jakby ktoś miał wątpliwości - oczywiście, że miałam na sobie pelerynkę i folię zabezpieczającą, ale - jak widać - moje zdolności brudzenia się i takie przeszkody są w stanie pokonać.

I jak tu nie wierzyć w pechową piątkową trzynastkę?