Dzisiaj weszliśmy z Mężem na pewien blog. Co post, to reklama czegoś innego. Dyrektor Wykonawczy się zniesmaczył i stwierdził, że "jakby zapłacili autorowi, to i kupę by sprzedał". Ponoć wszystko można kupić. Kwestia ceny. Tylko czy warto?
Od początku mojego pisania sukcesywnie dodawałam na blogu różne linki, które gorąco polecam i wspieram. Z potrzeby serca i podzielenia się z Wami. Nikt mi za nie nie zapłacił. Zrobiłam to, bo tak chciałam.
Raz jedyny skusiłam się na kosmetyki do testowania - tylko dlatego, że lubię tamtą firmę i używam ich produktów. Nie piszę o tym wszystkim bez powodu. Ostatnimi czasy dostaję maile z propozycją współpracy. Coś za coś. Zawsze się zastanawiam czy skórka jest warta wyprawki. I nie chodzi tu o pieniądze - tych JESZCZE nikt mi nie zaproponował, a myślę, że tak byłoby uczciwiej.
Wiarygodność jest dla mnie niesłychanie ważna. Staram się nie wymieniać nazw, żeby nikomu nie robić reklamy. Czasem odstępuję od reguły - jak choćby w przypadku postu o ratach 0 %.
Jestem osobą niezależną i wierną sobie, pewnie idealistką, ale jakoś źle bym się czuła gdybym miała się sprzedać za próbkę serka do smarowania, czy plasterek wędliny. To tylko przykłady wymyślone przeze mnie, bo w sumie nawet nie chcę zdradzać treści maili z propozycją współpracy.
Chodzi mi po głowie napisanie specjalnej odezwy do ewentualnych potencjalnych chętnych z pewną netykietą i kodeksem zasad. Jak coś mi się wykluje, wystukam na klawiaturze i zamieszczę.
Na koniec chciałabym Was zapytać o zdanie - czym dla Was jako Czytelników, jest wiarygodność blogera? Czego nie powinien robić, a na co może się zgodzić? Będę wdzięczna za Wasze opinie, za które już teraz dziękuję.