Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 20 lipca 2012

537. Lepsze wrogiem dobrego


Przyzwyczajam się do ludzi, miejsc i rzeczy. Jestem trochę staroświecka i staromodna. Niedzisiejsza. Niektóre zmiany lubię bardzo, ale inne budzą mój lęk i niepewność, więc czasem ich unikam. Albo przynajmniej się staram. Ludzi i miejsca zostawię dzisiaj w spokoju, ale z rzeczami czas zrobić porządek.

Laptopa jak nie było, tak nie ma. Znaczy jest ich bez liku - w sklepach. W domu wciąż mamy starego dziadka. Raty 0 % to ściema - sprawdzaliśmy z Mężem w trzech dużych sieciach. Wszędzie są jakieś ukryte płatności - a to obowiązkowe ubezpieczenie kredytu, a to dodatkowe koszty, których nijak się nie da obejść. Nic na siłę. Dopóki ten, z którego korzystamy działa, dobrze jest. Martwić będziemy się dopiero jak padnie trupem.

Operator mojej sieci komórkowej przypomina mi, że już czas przedłużyć umowę abonamentową. W końcu się zdecydowałam na konkretny model telefonu - znowu w zastępstwie za ten, którego już nie sprzedają, a na który się nastawiłam psychicznie dużo wcześniej.

Tak już mam, że jak sobie coś upatrzę i wiem, że to jest to, a potem okazuje się, że z jakichś przyczyn tej rzeczy nie ma, powstaje problem. Nie inaczej jest właśnie teraz. Wierna jestem jednej marce - od pierwszego swojego aparatu. Wyjątki zrobiłam dwa i one tylko potwierdziły słuszność mojej stałości w uczuciach.

Obecny telefon przywiozłam jeszcze z Anglii. Lubię go bardzo, bo się przywiązuję, o czym wspomniałam już na początku. Co prawda ludzie się na mnie dziwnie patrzą jak go wyciągam, ale do starocia Autostopowicza mu jeszcze daleko. Nawiasem mówiąc ten, którego nagminnie używa Nasz Przyjaciel, był moim drugim aparatem w historii. To dopiero antyk!

Dotykowe wyświetlacze mnie nie ruszają, nie powodują szybszego bicia serca i nie wzbudzają pragnienia ich posiadania. Musi być klasyczna klawiatura. Tak naprawdę nie mam potrzeby wymiany aparatu, ale wypadałoby to zrobić, bo jak ten, co skończył pięć lat, mi padnie, nie będzie miał następcy, a kolejna możliwość wymiany dopiero za dwa lata.

Korzystając z okazji, że jutro sobota i Mąż ma wolne, pójdę z siłą fachową do salonu i może wrócimy do domu z nowym aparatem. Dobrze, że ten, na który się zdecydowałam kosztuje złotówkę - i na pewno nie ma tu żadnych ukrytych płatności.